Zwycięstwo 3:1 nad Kazachstanem dało polskim piłkarzom kilka tygodni spokoju. Remis Serbów z Armenią sprawił, że w tych eliminacjach muszą się sprężyć jeszcze tylko raz, by wygrać 17 listopada w Chorzowie z Belgią.
Trener naszej reprezentacji Leo Beenhakker zdecydował jednak, że w ostatnim sprawdzianie przed tym spotkaniem – towarzyskim meczu z Węgrami w Łodzi – zagrają w środę piłkarze, którzy dotychczas rzadko dostawali od niego szansę.
Już w niedzielę ze zgrupowania kadry zwolnieni zostali Jacek Bąk, Grzegorz Bronowicki, Marek Saganowski, Tomasz Kuszczak, Maciej Żurawski i strzelec trzech goli w spotkaniu z Kazachami Euzebiusz Smolarek. W ich miejsce selekcjoner powołał tylko trzech nowych zawodników: Tomasza Kiełbowicza z Legii Warszawa oraz Pawła Brożka i Marka Zieńczuka z Wisły Kraków. Beenhakker nie będzie mógł przeciwko Węgrom skorzystać ze wszystkich, którzy uczestniczą w zgrupowaniu. Zagrać może tylko 17 piłkarzy, więc czterech oglądać będzie kolegów z trybun.– Nie traktujemy tego spotkania jako sparingu, rezygnacja z podstawowych zawodników nie oznacza, że lekceważymy rywali. Jest to dla mnie jedyna okazja, by przyjrzeć się zapleczu kadry – zapewnia Beenhakker. Dla piłkarzy powołanych tylko na jedno spotkanie będzie to być może ostatnia szansa, by przekonać do siebie trenera.
Kiełbowicz, Zieńczuk i Paweł Brożek znaleźli się w kadrze jakby na życzenie niektórych dziennikarzy. Pierwszy z nich ma już 31 lat, drugi tylko dwa lata mniej, a Brożek, jeśli rzeczywiście byłby przyszłością polskiej piłki w wymiarze innym niż ligowy, to w wieku 24 lat powinien już chyba przekonać do siebie klub z zagranicy.
Ewentualny kiepski występ tej trójki może dać Beenhakkerowi świetne alibi do pomijania ich w przyszłości. – Są to zawodnicy tylko na poziomie ligowym. Czy potrafią zrobić ten duży krok, jaki rozgrywki ekstraklasy dzieli od meczów w reprezentacji kraju, okaże się w najbliższych dniach – przyznaje Beenhakker.