Rz: Czy losowanie w Lucernie było dobre dla Polski?
Leo Beenhakker:
Jeśli ja to Polska, to było dobre. Jestem bardzo zadowolony z jego wyników, z drużyn, na które trafiliśmy. Co prawda miło byłoby przyjechać na losowanie finałów mistrzostw Europy i dowiedzieć się, że zagramy z Andorą i Liechtensteinem, ale niestety obie drużyny się nie zakwalifikowały. Po to awansowaliśmy do wielkiego turnieju, by mierzyć się z wielkimi drużynami. To dla nas wyzwanie i jeśli chcemy cokolwiek znaczyć w europejskim futbolu, nie możemy się nikogo obawiać. Podczas sobotniej kolacji ktoś mnie zapytał, jaka jest moja wymarzona grupa, i stwierdziłem, że chciałbym trafić na Holandię, Włochy i Niemcy. Bo tak naprawdę to wszystko jedno, z kim się gra. Ważne, żeby wygrać.
Naprawdę lubi pan grać przeciwko Niemcom?
Bardzo. Ale tylko z tego powodu, że mecze z tak mocnymi drużynami to wyróżnienie dla każdej reprezentacji. Futbol na tym poziomie nie może być łatwy, wszyscy są ambitni, walczą do końca. Trudno mówić o faworytach, bo co prawda musimy się bardzo sprężyć, by kogoś pokonać, ale jeśli ktoś chce wygrać z nami, też nie przyjdzie mu to bez trudu. Po losowaniu spotkaliśmy się w czteroosobowym gronie trenerów z naszej grupy i wszyscy mówili to samo: liczy się przede wszystkim szacunek dla przeciwnika. Uważam, iż zmierzymy się z takimi drużynami, że wynik każdego ze spotkań jest niemożliwy do przewidzenia.