Nie gramy na papierze

Leo Beenhakker: Znam swoje obowiązki, wiem, jak zbudować drużynę na mistrzostwa Europy, i nie musicie się obawiać, czy będziemy dobrze przygotowani

Aktualizacja: 03.12.2007 17:56 Publikacja: 03.12.2007 01:25

Nie gramy na papierze

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Rz: Czy losowanie w Lucernie było dobre dla Polski?

Leo Beenhakker:

Jeśli ja to Polska, to było dobre. Jestem bardzo zadowolony z jego wyników, z drużyn, na które trafiliśmy. Co prawda miło byłoby przyjechać na losowanie finałów mistrzostw Europy i dowiedzieć się, że zagramy z Andorą i Liechtensteinem, ale niestety obie drużyny się nie zakwalifikowały. Po to awansowaliśmy do wielkiego turnieju, by mierzyć się z wielkimi drużynami. To dla nas wyzwanie i jeśli chcemy cokolwiek znaczyć w europejskim futbolu, nie możemy się nikogo obawiać. Podczas sobotniej kolacji ktoś mnie zapytał, jaka jest moja wymarzona grupa, i stwierdziłem, że chciałbym trafić na Holandię, Włochy i Niemcy. Bo tak naprawdę to wszystko jedno, z kim się gra. Ważne, żeby wygrać.

Naprawdę lubi pan grać przeciwko Niemcom?

Bardzo. Ale tylko z tego powodu, że mecze z tak mocnymi drużynami to wyróżnienie dla każdej reprezentacji. Futbol na tym poziomie nie może być łatwy, wszyscy są ambitni, walczą do końca. Trudno mówić o faworytach, bo co prawda musimy się bardzo sprężyć, by kogoś pokonać, ale jeśli ktoś chce wygrać z nami, też nie przyjdzie mu to bez trudu. Po losowaniu spotkaliśmy się w czteroosobowym gronie trenerów z naszej grupy i wszyscy mówili to samo: liczy się przede wszystkim szacunek dla przeciwnika. Uważam, iż zmierzymy się z takimi drużynami, że wynik każdego ze spotkań jest niemożliwy do przewidzenia.

Ale Niemcy są faworytami...

Prawdopodobnie tak. Na papierze wygląda na to, że nie mamy z nimi szans. Tak samo z Chorwatami. Na szczęście jednak gramy na trawie. Dziękuję Bogu, że w piłkę nie gra się na papierze.

Nie obawia się pan meczu z gospodarzami?

To wyjątkowa sytuacja, a ja takie bardzo lubię. Cieszę się, że trafiliśmy do grupy z gospodarzami, bo będzie jeszcze ciekawiej. W Wiedniu na pewno stadion wypełni się po brzegi, a kibice stworzą niesamowitą atmosferę, ale przecież piłkarze i trenerzy żyją dla takich spotkań. Nie ma się czego obawiać. Gdybyśmy bali się którejś z drużyn, powinniśmy dać sobie spokój i w ogóle na te mistrzostwa nie przyjeżdżać.

Czy stylem gry Chorwacja przypomina Serbię?

Tak, obie drużyny grają ofensywnie i mają piłkarzy świetnie wyszkolonych technicznie. Pytanie tylko, czy umiejętności każdego z zawodników przełożą się na sukcesy całej reprezentacji. Chorwaci od lat wychowują wiele gwiazd futbolu, w eliminacjach pokazali się z dobrej strony. To fantastyczna drużyna, która potrafi pokonać Anglię na Wembley, mimo że awans zapewniła sobie już wcześniej.

Niemców i Chorwatów można oceniać na podstawie eliminacji, Austrii nie, ponieważ miała zagwarantowane miejsce w turnieju. To chyba nie działa na naszą korzyść?

Spokojnie, przecież są też mecze towarzyskie, a Austria nie jest futbolową potęgą i nie ma 200 piłkarzy na poziomie międzynarodowym, z których Josef Hickelsberger może do woli wybierać i zaskakiwać przeciwników. W futbolu od kilku lat nie ma już żadnych sekretów, trenerzy mogą swobodnie dotrzeć do poprzednich meczów rywala i dokonać szczegółowej analizy. Nie sądzę, byśmy mieli jakiś problem z rozpracowaniem Austriaków.

Wiedział pan wcześniej, że trafimy na Austrię, skoro wybrał miejsce na bazę polskiej reprezentacji pod Wiedniem?

Jeszcze niczego nie wybrałem, dopiero w poniedziałek jadę się przyjrzeć i sprawdzić, jakie proponują nam warunki. Skoro jednak wszystkie mecz grupowe gramy w Austrii, to rozsądnie byłoby znaleźć odpowiedni ośrodek właśnie w tym kraju. Cieszę się z tego, że turniej rozgrywany jest tak blisko Polski, bo liczę na naszych kibiców. Skoro w Brukseli czy Lizbonie graliśmy jak u siebie, tak samo może być w Wiedniu. To bardzo ważne dla moich zawodników, bo czują się, jakby grali w 12.

Skład reprezentacji Polski bardzo zmieni się w porównaniu z tym, który wywalczył awans na mistrzostwa?

Nie mam jeszcze pojęcia, bo do turnieju zostało dużo czasu i wiele może się zmienić. Za tydzień wyjeżdżam z 24 młodymi piłkarzami na zgrupowanie do Turcji, w lutym już w optymalnym składzie jedziemy najprawdopodobniej na turniej do Grecji i mam nadzieję, że zawodnicy dostarczą mi materiału do przemyśleń. Mam też kilka opcji dotyczących pozostałych meczów towarzyskich. Swoje sugestie przedstawię w PZPN i zobaczymy, co da się z tym zrobić. Znam swoje obowiązki, wiem, jak zbudować drużynę na mistrzostwa Europy, i nie musicie się obawiać, czy będziemy odpowiednio przygotowani. Zapewniam, że będziemy, bo dla mnie i moich piłkarzy udział w takiej imprezie to wyjątkowe wydarzenie.

Przyzna pan, że to wielkie szczęście, iż nie trafiliśmy do grupy C?

To na pewno wyjątkowa grupa, ale jeśli chcesz być mistrzem, musisz pokonać wielkie drużyny. Najlepszy przykład dali Grecy na poprzednich mistrzostwach w Portugalii. Wszyscy myśleli, że przyjechali po to, żeby wziąć udział w turnieju, a po trzech meczach spakować się i wrócić do domu. Zawodnicy uwierzyli jednak Otto Rehhagelowi, że są w stanie wywalczyć mistrzostwo i je wywalczyli. To, że wszystko jest możliwe, ekscytuje nie tylko kibiców, ale i uczestników mistrzostw. A skład grupy C.... O! Idzie Marco van Basten! Gratuluję serdecznie. Taki to ma szczęście już w losowaniu. Zazdroszczę mu, trafił do najłatwiejszej grupy. Nie to, co my.

rozmawiał w Lucernie Michał Kołodziejczyk

Rz: Czy losowanie w Lucernie było dobre dla Polski?

Leo Beenhakker:

Pozostało jeszcze 99% artykułu
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Piłka nożna
Sen o Wrocławiu: Legia i Jagiellonia grają w ćwierćfinale Ligi Konferencji
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Pokaz siły Barcelony, Robert Lewandowski bezlitosny dla byłej drużyny
Piłka nożna
Inżynier, pianiści i gitarzyści. Betis Sewilla - rywal Jagiellonii w ćwierćfinale Ligi Konferencji
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Kanonada Arsenalu z Realem. Jakub Kiwior podołał wyzwaniu