9 lutego o jego przyszłości ma zdecydować zarząd PZPN, a to nie wróży najlepiej.
Za trzy tygodnie piłkarze wracają na boiska, by dokończyć jeden z najdziwniejszych sezonów ekstraklasy. Z 16 zespołów trzy są już zdegradowane do drugiej ligi, w tym obecny mistrz Polski, a nie jest wykluczone, że niedługo do Widzewa oraz Zagłębia z Lubina i Sosnowca dołączą następne kluby. Lista układana w prasie ciągle się zmienia, niektórzy doliczyli się w kolejce do kar nawet ośmiu drużyn.
Są tam podejrzani, do których już wszyscy się przyzwyczaili, jak Cracovia, GKS Bełchatów czy Jagiellonia, ale i nowi, choćby Lech i ŁKS. Tyle, że to wszystko tylko zgadywanki. Jedyną prawdziwą listę ma prokuratura, a ona takimi informacjami się nie dzieli. Nawet gdy Wydział Dyscypliny dostaje od niej korupcyjne akta jakiegoś klubu, to pojawiające się w nich nazwy innych drużyn są wykropkowane.
– Moim zdaniem to już będą tylko pojedyncze przypadki, żadnych krwawych żniw – dodaje Robert Zawłocki, wiceprzewodniczący WD.
Nie jest do końca tak, że akta spadają na WD znienacka i zawsze w kolejności narzuconej przez prokuraturę. Z obecnym Wydziałem, w przeciwieństwie do poprzednich, prokuratorzy chcą współpracować i słuchają uwag drugiej strony. Dzięki temu przez dwa lata udało się rozliczyć z korupcji osiem klubów, w tym pięć pierwszoligowych: od Arki Gdynia do Zagłębia. Prezes Zagłębia Robert Pietryszyn po degradacji mówił o Wydziale Dyscypliny tak, jakby wszystko zależało od widzimisię przewodniczącego. Ale gdyby tak było, to ukarane kluby wygrywałyby w odwołaniach do wyższych instancji. Na razie nie udało się to nikomu. Abolicji nie będzie?