Angielski horror

Dwa razy Arsenal był blisko awansu, ale ostatecznie 4:2 zwyciężył Liverpool – z lekką pomocą sędziego. Teraz zagra z Chelsea, która pokonała Fenerbahce 2:0

Publikacja: 09.04.2008 04:46

Angielski horror

Foto: AP

Na 12 ostatnich minut meczu na Anfield Road warto było czekać cały sezon. Było w nich wszystko: trzy gole, kontrowersyjny rzut karny, nieszczęście Liverpoolu zamienione kilkadziesiąt sekund później w dramat Arsenalu. I wszystko to w meczu, który bardzo długo zdawał się zmierzać w stronę dogrywki.

Do 69. minuty było 1:1, tak jak tydzień temu w Londynie. Znów to piłkarze Wengera zdobyli szybko prowadzenie (po strzale Abou Diaby’ego piłka odbiła się od kolana Pepe Reiny i wpadła do siatki), a Liverpool wyrównał po jednym z pierwszych odważniejszych ataków: Steven Gerrard dośrodkował z rzutu rożnego, a Sami Hyypia uciekł Philippe’owi Senderosowi i głową zdobył wyrównującą bramkę. Piłka odbiła się jeszcze od słupka, a wcześniej przeleciała nad głową stojącego na linii bramkowej Cesca Fabregasa.

Hiszpan, przywódca drużyny, wczoraj nie był sobą. Wyraźnie brakowało mu sił i rytmu, do tego jeszcze w pierwszej połowie musiał zejść z boiska z kontuzją jego najwierniejszy żołnierz, Flamini. Drugi lider Arsenalu, Kolo Toure miał natomiast pecha: dwa razy znalazł się nie w tym miejscu co trzeba. Raz o kilka centymetrów za daleko od piłki, raz za blisko rywala. Obie sytuacje dały gole Liverpoolowi.

W 69. minucie Toure nie zdążył wybić piłki przed polem karnym i przejął ją Fernando Torres. Stał plecami do bramki, odwrócił się zbyt szybko dla Senderosa i strzelił w górny róg bramki Manuela Almunii.

Teraz Liverpool mógł się czuć półfinalistą, ale przesądzone było tylko to, że nie będzie dogrywki. Słaniający się na nogach piłkarze Arsenalu do awansu potrzebowali jednej bramki, Liverpool szykował się, by bronić swego. Nadchodził czas rezerwowych.

Zaczął w 83. minucie Theo Walcott. Ruszył z własnej połowy, przebiegł z piłką 70 metrów, a kolejni rywale – Xabi Alonso, Fabio Aurelio, Javier Mascherano i Hyypia – albo nabierali się na drybling, albo byli zbyt wolni, by złapać młodego Anglika i powalić. Walcott dobiegł, gdzie chciał, podał do Emmanuela Adebayora, a ten kopnął piłkę obok Reiny.

Arsene Wenger pokazał swoim piłkarzom: spokojnie, pilnujemy wyniku, ale spokój to była ostatnia rzecz, na jaką mógł liczyć. Już w następnej akcji rezerwowy Liverpoolu Ryan Babel wpadł w pole karne i wywrócił się po zderzeniu z Toure.

Powtórki pokazały, że obrońca Arsenalu chciał tej kolizji uniknąć, tylko otarł się o rywala, ale Babel upadł sugestywnie i sędzia podyktował rzut karny. Wykorzystał go pewnie Steven Gerrard, a już w doliczonym czasie gola na 4:2 strzelił po kontrataku sam Babel. Próbował go jeszcze gonić Fabregas, ale odbijał się od rywala jak od czołgu i w końcu musiał się poddać.

- Moi piłkarze zagrali naiwnie, ale czujemy też, że po raz kolejny skrzywdził nas sędzia - mówił po meczu załamany Wenger, przypominając niepodyktowany rzut karny z pierwszego meczu, gdy Dirk Kuyt faulował Aleksandra Hleba.

Po raz trzeci w ostatnich czterech sezonach Liverpool zagra w półfinale Ligi Mistrzów z Chelsea. Przy szalonym meczu w Liverpoolu zwycięstwo Chelsea nad Fenerbahce wydaje się banalne: pierwsza bramka Michaela Ballacka trzy minuty po rozpoczęciu meczu, druga Franka Lamparda trzy przed końcem. Fenerbahce w pierwszej połowie nie miało ani jednego celnego strzału, Chelsea po odrobieniu strat z pierwszego przegranego 1:2 meczu też nie miała wielkiego zapału do atakowania. Awansowała, ale wrażenia na rywalach z Liverpoolu na pewno nie zrobiła.

Bramki: dla Liverpoolu - S. Hyypia (30), F. Torres (69), S. Gerrard (85, karny), R. Babel (90+2); dla Arsenalu - A. Diaby (13), E. Adebayor (84). Sędziował P. Frojdfeldt (Szwecja). Widzów 42 000.

Pierwszy mecz 1:1. Awans – Liverpool.

Liverpool: Reina - Carragher, Skrtel, Hyypia, Aurelio - Alonso, Gerrard, Mascherano, Kuyt (90, Arbeloa) - Torres (8, Riise), Crouch (78, Babel).

Arsenal: Almunia - Toure, Gallas, Senderos, Clichy - Eboue (72, Walcott), Diaby (72, van Persie), Flamini (42, Gilberto), Fabregas, Hleb - Adebayor.

>Chelsea Londyn – Fenerbahce Stambuł 2:0 (1:0)

Bramki: Michael Ballack (4), Frank Lampard (87). Sędziował H. Fandel (Niemcy). Widzów 42 500.

Pierwszy mecz 1:2. Awans – Chelsea.

Chelsea: Cudicini (26, Hillario) - Essien, Carvalho, Terry, A. Cole - Ballack, Makelele, Lampard - J. Cole (85, Malouda), Drogba, Kalou (58, Belletti).

Fenerbahce: Demirel - Vederson (89, Bilgin), Edu, Lugano, Gonul - Kazim, Aurelio, Maldonado (60, Keżman) - Deivid, Senturk (75, Boral), Alex.

Wszystko o Lidze Mistrzów www.uefa.com

Na 12 ostatnich minut meczu na Anfield Road warto było czekać cały sezon. Było w nich wszystko: trzy gole, kontrowersyjny rzut karny, nieszczęście Liverpoolu zamienione kilkadziesiąt sekund później w dramat Arsenalu. I wszystko to w meczu, który bardzo długo zdawał się zmierzać w stronę dogrywki.

Do 69. minuty było 1:1, tak jak tydzień temu w Londynie. Znów to piłkarze Wengera zdobyli szybko prowadzenie (po strzale Abou Diaby’ego piłka odbiła się od kolana Pepe Reiny i wpadła do siatki), a Liverpool wyrównał po jednym z pierwszych odważniejszych ataków: Steven Gerrard dośrodkował z rzutu rożnego, a Sami Hyypia uciekł Philippe’owi Senderosowi i głową zdobył wyrównującą bramkę. Piłka odbiła się jeszcze od słupka, a wcześniej przeleciała nad głową stojącego na linii bramkowej Cesca Fabregasa.

Pozostało 80% artykułu
Piłka nożna
Omar Marmoush. Egipcjanin, który rzucił wyzwanie Harry'emu Kane'owi
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Piłka nożna
Derby dla Barcelony. Trzy gole w pół godziny, a później emocje opadły
Piłka nożna
Kto chce grać z Rosjanami w piłkę?
Piłka nożna
Jerzy Piekarzewski. Tu zawsze brakuje 99 groszy do złotówki
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Trzeba dbać o pamięć Kazimierza Deyny, ale nikt nie chce pomóc