RZ: Lech jest najlepszą drużyną ostatnich kilku tygodni, nowym wiceliderem. To ostrzeżenie dla Wisły przed następnym sezonem?
Piotr Reiss: Gdybyśmy w rundzie jesiennej grali na wyjazdach tak dobrze jak teraz, to może wyścig do mistrzostwa jeszcze by trwał. Lech stał się bardzo solidną drużyną. Nie olśniewamy w ataku, ale wygrywamy, tracimy mało bramek. Pokonaliśmy Legię i Groclin, dwóch rywali do drugiego miejsca. Chcemy europejskich pucharów i zasłużyliśmy na nie.
Pana szczęście rozminęło się ze szczęściem Lecha. Drużyna ma najlepszy sezon od lat, a Piotr Reiss, jej symbol, coraz częściej siedzi na ławce rezerwowych z taką miną, że strach podejść.
Szczęście bywa zezowate. Nigdy nie byłem ulubieńcem obecnego trenera. Gdy przed sezonem przychodził Hernan Rengifo, wiedziałem, że będę musiał walczyć o miejsce w składzie. Tak się stało. Trudno mi się z tym pogodzić, bo jestem królem strzelców polskiej ligi, a Hernan peruwiańskiej, która chyba nie jest dużo lepsza od naszej. Różnica polega na tym, że jego do Lecha sprowadził trener Smuda, a mnie nie. Gdyby było odwrotnie, to może ja bym grał.
Mniej bramek niż obecnie miał pan ostatnio w sezonie 2002 – 2003. Może trener widzi, że lata lecą i Reiss już lepszy nie będzie?