Polakom i Ukraińcom przyszło poznawać bliżej szefa europejskiej piłki akurat w tej roli, w której wydaje się najgorzej obsadzony – nadzorcy. Platinim trudno straszyć niegrzecznych organizatorów Euro, posturą i mimiką ze sławnych rodaków przypomina raczej Louisa de Funesa niż Jacques’a Chiraca. Woli żart niż reprymendę, nawet nie próbuje robić groźnych min. Wyglądałyby komicznie i nie pasowały do kogoś, kto podbijał świat jako “Platoche”.
Tak mówią o nim Francuzi i jest w tym przezwisku równie dużo ciepła i rubaszności, co pobłażania. „Platoche’a” się kocha, podziwia, ale nie zawsze stawia za wzór. Jak na francuskie wymagania, jest może trochę za mało dystyngowany i refleksyjny. Pozostało w nim dużo z wiecznego chłopca, który po boisku biegał w koszulce niedbale wetkniętej w spodenki, zwiniętych getrach, często nieogolony.
Zbigniew Boniek chwali przyjaciela za dowcip sytuacyjny. – On dla nieznajomych bywa człowiekiem skrytym, małomównym, nie do każdego się uśmiechnie, ale poczucie humoru ma znakomite – mówi Boniek, który z Francuzem spędził trzy lata w Juventusie Turyn. Byli jedynymi obcokrajowcami w najlepszej wówczas klubowej drużynie świata, wygrali razem wszystko, co było do wygrania, wypalili wspólnie setki papierosów. Christelle Platini jest matką chrzestną syna Bońków, a Zibi ojcem chrzestnym młodego Platiniego.
Dwaj koledzy z boiska dzwonią do siebie często, ale odwiedzają się rzadziej, bo w przypadku szefa UEFA nie ma już mowy o niezobowiązującym wypadzie do Rzymu czy Warszawy na kawę i zakupy. Musi się wcześniej zapowiedzieć, uprzedzić odpowiednie służby, żeby nie wywołać zamieszania. – Umawialiśmy się niedawno na spotkanie i wspominaliśmy, jak miło było dawniej, gdy mógł do nas przyjechać po prostu jako Michel Platini, a nie pan prezes – mówi Boniek.
Michel ma fantastyczne poczucie humoru - Zbigniew Boniek