Reklama
Rozwiń

Życie zależy od 90 minut

Rafał Ulatowski, nowy asystent Leo Beenhakkera, o swojej pracy z Holendrem, polskich piłkarzach, tremie, której już nie ma, i o tym, za co lubi Anglię

Publikacja: 07.08.2008 04:19

Rafał Ulatowski:

Rafał Ulatowski:

Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski

RZ: We Wronkach zorganizowano konsultację dla młodych zawodników z polskiej ligi, tymczasem przyjechali nawet 24-letni piłkarze. Podoba się panu takie rozumienie młodości?

Rafał Ulatowski: Dla mnie młody piłkarz to był Wayne Rooney, który debiutując w Evertonie, w meczu z Arsenalem strzelił gola Davidowi Seamanowi. Miał wtedy 16 lat. Tyle samo, co Włodzimierz Lubański, kiedy pierwszy raz zagrał w reprezentacji Polski. Nie wiem, dlaczego teraz nie ma takich zawodników, nie wiem czy winić za to ich samych, czy może trenerów, którzy boją się na nich stawiać. Piłkarzom brakuje charakteru, siły przebicia, a trenerzy nie są rozliczani z tego, czy zawodnik się rozwija, tylko z wyniku. Dopóki to się nie zmieni, polska młodzież od tej zagranicznej będzie dużo starsza.

Do tej pory współpracował pan z Leo Beenhakkerem na odległość. Jak podobało się panu pierwsze zgrupowanie?

Obaj jesteśmy kontaktowi, lubimy rozmawiać i słuchać siebie nawzajem. Podczas treningów nie chowam się za chorągiewką, ale czuję, że jestem potrzebny. Prowadzę ćwiczenia i cieszę się, że muszę także tłumaczyć niektóre słowa Beenhakkera. Skoro muszę je powtarzać, znaczy, że jest szansa, iż nauczę się ich na pamięć. A ze współpracy z takim fachowcem wstyd byłoby później nie skorzystać.

Ile miał pan nieprzespanych nocy przed decyzją o zostawieniu Zagłębia Lubin i przyjęciu oferty Beenhakkera?

To są oferty z gatunku „teraz albo nigdy”. Wszystkie decyzje, które podejmowałem bez większego zastanowienia – na przykład o wyjeździe na Islandię czy później powrocie do Polski, by pomagać Czesławowi Michniewiczowi w prowadzeniu Lecha – wychodziły mi na dobre, dlatego liczę, że i tym razem będzie podobnie. Oczywiście było mi żal opuszczać Zagłębie, bo jestem przekonany, że to zespół przygotowany do odniesienia sukcesu, ale chcę się rozwijać, uczyć piłki nożnej na najwyższym poziomie. A taką gwarancję dawała mi współpraca z Beenhakkerem.

Denerwuje się pan, gdy słyszy, że tak naprawdę został pan jego asystentem tylko dlatego, że dobrze zna angielski?

Nie przejmuję się tym, bo wtedy przypominam sobie rozmowę z selekcjonerem, w której wyjaśnił mi, dlaczego taką propozycję dostaję ja, a nie kto inny. Powiedział, że mam oczy szeroko otwarte i dobrze odrobiłem swoją pracę domową. To chyba zresztą jedno z jego ulubionych powiedzeń. Nie pytałem Beenhakkera, czy to on mnie chce, czy też jestem na liście PZPN, nie pytałem, kto jest moim rywalem. To nie są rzeczy, na które mam wpływ, a z Beenhakkerem rozmawia się tylko o konkretach i za to go uwielbiam. Kiedy odwołano nam kolejkę ligową, nie załamywaliśmy rąk. Szybko się spotkaliśmy, uznaliśmy, że narzekanie nic nie zmieni, i stwierdziliśmy, iż trzeba zobaczyć tak wiele sparingów jak się da. Jestem przeciwnikiem gdybania w futbolu, nienawidzę tego. Po remisie w półfinale Pucharu Polski z Legią przed tydzień zastanawiałem się, co by było, gdybym zmienił taktykę, albo wprowadził na boisko innych piłkarzy.

Co mi to dało? Tylko tyle, że ciągle do finału nie udało nam się awansować. W piłce nie ma szarości, jest czarne albo białe, jesteś „za” albo „przeciw”, bierzesz propozycję Beenhakkera albo jej nie bierzesz. Futbol to sztuka wyboru. Jeśli kiedyś napiszę książkę, dam jej tytuł: „Moje życie zależne od 90 minut”. Kiedy wygrasz, czujesz się wspaniale, kiedy przegrasz, czujesz się zdołowany i samotny. Prezes może cię zwolnić, kibice wątpią w twoje umiejętności. Walczysz z myślami, jesteś nie do zniesienia. Lubię Anglię za to, że tam okres po porażce może trwać tylko trzy dni, bo następny mecz już w środę. U nas bywa, że na szanse zapomnienia o kiepskiej grze czeka się dziewięć dni. Nikt ci wtedy nie pomoże, ani rodzina, ani przyjaciele. Musisz zebrać się w sobie i w poniedziałek pójść do klubu i zarażać optymizmem swoich zawodników.

Przygoda z kadrą może potrwać tylko kilka miesięcy. Sam Beenhakker mówi, że po kilku porażkach tylko jego będzie się obwiniać.

To są rzeczy wpisane w nasz zawód. Ale kilka miesięcy współpracy z tym człowiekiem da mi tyle, ile nie dałby żaden staż czy czytanie lektur. O tym, że miałbym być jego następcą, nie myślę. Wierzę, że będziemy razem pracować jak najdłużej, do 2012 roku, i najpierw awansujemy na mundial, na którym drużyna spisze się bardzo dobrze, a później będziemy ją przygotowywać do mistrzostw Europy na własnych boiskach.

Jak zamierza pan zbudować swój autorytet wśród piłkarzy, od których jest pan niewiele starszy?

Tremy nie mam. Obawiać się mogłem wtedy, gdy po raz pierwszy jako główny trener wchodziłem do szatni skonfliktowanego Zagłębia Lubin i zobaczyłem Maćka Iwańskiego, Piotra Włodarczyka czy Manuela Arboledę. Dałem sobie radę i wyzbyłem się wtedy kompleksów. Gdybym zobaczył, że jestem piątym kołem u wozu, na pewno odszedłbym z klubu.

We Wronkach widział pan, jak Beenhakker musiał mówić piłkarzom choćby to, że podając piłkę na pięć metrów, nie warto podawać górą. To chyba wstyd, że tego nie wiedzieli?

To taka „oczywista oczywistość” i rzeczywiście reprezentantów Polski nie powinno się tego uczyć, ale z drugiej strony może i dobrze, że jest człowiek, który nie wstydzi się im tego przypomnieć. Beenhakker mówi, że gdyby Radek Majewski urodził się w Holandii, dziś byłby drugim Rafaelem van der Vaartem... Wydaje mi się, że powoli dojrzewamy, żeby już przestać mówić o konieczności zmiany systemu szkolenia. Trzeba go wreszcie zmienić.

— rozmawiał we Wronkach Michał Kołodziejczyk

Zdali egzamin – dostaną szansę

Na zakończenie konsultacji we Wronkach Polacy pokonali drugą drużynę Maccabi Hajfa 5:0. Beenhakker zapewnił, że kilku zawodników z tej grupy dostanie szansę gry w towarzyskim meczu z Ukrainą, który odbędzie się 20 sierpnia we Lwowie. – Jestem zadowolony ze zgrupowania. Zawodnicy zrozumieli moje zalecenia. Brakowało komunikacji w trakcie meczu i trochę humoru na treningach.

– Maccabi Hajfa 5:0 (2:0)

Bramki: T. Zahorski (15, 53,66), S. Peszko (36), P. Kuklis (90)

Polska: Przyrowski (46 Stachowiak)

– Rzeźniczak (46 Pawelec), Jodłowiec (46 Pazdan), Polczak, Wysocki (46 Król)

– Rybus (46 Pawłowski), Danch, Majewski (46 Kuklis), Bandrowski (46 Lisowski) – Peszko (46 Dudzic), Zahorski.

RZ: We Wronkach zorganizowano konsultację dla młodych zawodników z polskiej ligi, tymczasem przyjechali nawet 24-letni piłkarze. Podoba się panu takie rozumienie młodości?

Rafał Ulatowski: Dla mnie młody piłkarz to był Wayne Rooney, który debiutując w Evertonie, w meczu z Arsenalem strzelił gola Davidowi Seamanowi. Miał wtedy 16 lat. Tyle samo, co Włodzimierz Lubański, kiedy pierwszy raz zagrał w reprezentacji Polski. Nie wiem, dlaczego teraz nie ma takich zawodników, nie wiem czy winić za to ich samych, czy może trenerów, którzy boją się na nich stawiać. Piłkarzom brakuje charakteru, siły przebicia, a trenerzy nie są rozliczani z tego, czy zawodnik się rozwija, tylko z wyniku. Dopóki to się nie zmieni, polska młodzież od tej zagranicznej będzie dużo starsza.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Piłka nożna
Żegluga bez celu. Michał Probierz przegranym roku w polskiej piłce
Piłka nożna
Koniec trudnego roku Roberta Lewandowskiego. Czas odzyskać spokój i pewność siebie
Piłka nożna
Pokaz siły Liverpoolu. Mohamed Salah znów przeszedł do historii
Piłka nożna
Real odpalił fajerwerki na koniec roku. Pokonał Sevillę 4:2
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Piłka nożna
Atletico gra do końca, zepsute święta Barcelony
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku