19 goli w sześciu meczach, z rozmachem w ataku i szczelnie w obronie. Te sześć meczów to także pięć zwycięstw bez straty gola i gdyby nie ten szósty – pechowo przegrany na inaugurację ligi z Bełchatowem – w Poznaniu mogliby twierdzić, że Franciszek Smuda przeniósł na polski grunt futbol totalny.
Cała jego drużyna atakuje, bo gole strzelają wszyscy z wyjątkiem bramkarza. Cała też broni, na boisku nie ma zawodnika, który nie uczestniczy w grze, gdy piłkę ma rywal. Lech gra pięknie, nie męczy się w ataku pozycyjnym i – co ważne – atakować nie przestaje nawet wtedy, gdy prowadzi 5: 0.
Smuda trafił z transferami. Wszyscy, którzy przyszli na Bułgarską, okazali się wzmocnieniem, a Robert Lewandowski strzela takie gole, że z każdym z nich Mirosław Trzeciak, który zrobił niewiele, by chłopak z warszawskiej Woli trafił do Legii, powinien gorzej sypiać.
W sobotę Lewandowski znowu strzelił, a Lech znowu wygrał, tym razem 3: 0 z ósmym w poprzednim sezonie Górnikiem. Zabrzanie wywalczyli tylko jeden punkt w trzech meczach, nie strzelili gola, a kibice w Zabrzu coraz głośniej domagają się dymisji Ryszarda Wieczorka. Droga do mistrzostwa Polski obiecanego przez sponsorów w 2012 roku wydaje się tak zamglona jak polskie przygotowania do organizacji Euro w tym samym roku.
Lech, który doskonale radzi sobie z rolą faworyta, najgroźniejszego rywala w drodze do mistrzostwa będzie miał w Wiśle Kraków, która jako jedyna wygrała wszystkie trzy mecze. Wygrał je właściwie Paweł Brożek. Strzelił cztery gole z pięciu. Wisłę bez niego wyobrazić sobie trudno. Trudno też zrozumieć, że drużyna, która od początku sezonu w Polsce wydaje się najlepsza, przegrała w pierwszym meczu o Ligę Mistrzów z Barceloną aż 0: 4.