Reklama
Rozwiń

Tata mówi, że na razie to koniec

Piłkarz wpadł w sidła zastawione przez samego siebie. Ogłosił koniec kariery, bo przestał kochać popularność. Rozwiązanie kontraktu otwiera mu jednak nowe możliwości

Aktualizacja: 30.08.2008 07:40 Publikacja: 30.08.2008 02:10

Radosław Matusiak w Bełchatowie. To tu rozegrał najlepszy sezon w karierze

Radosław Matusiak w Bełchatowie. To tu rozegrał najlepszy sezon w karierze

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

To było ukochane dziecko Leo Beenhakkera. Radosław Matusiak wyróżniał się nie tylko na boiskach, ale także poza nimi. Łamał stereotyp piłkarza, którego jedynym hobby jest gra na play station, chętnie rozmawiał z dziennikarzami, na każdy temat miał coś do powiedzenia.

Lubił opowiadać o swoim życiu. Przystojny, coraz bogatszy, a do tego zdolny – media go kochały, a on kochał je tak bardzo, że zdjęcia z wakacji w egzotycznych krajach wysyłał do kilku redakcji, każdą zapewniając, że robi to tylko dla niej w drodze wyjątku.

Znajdował się w tej rzadkiej grupie piłkarzy, którzy żony nie poznali w dyskotece. Chwalił się swoją pasją kolekcjonowania win. Nie bał się pozować do zdjęć z lampką w ręku, twierdząc, że mała dawka alkoholu do obiadu nie zaszkodziła jeszcze nikomu. Tylko część pieniędzy wydawał na ciuchy – eleganckie, nie tak bardzo poszarpane i ze złotymi napisami, jak u kolegów z drużyny, ale równie drogie. Resztę inwestował na giełdzie, głównie w spółki handlujące stalą.

Nastolatki płakały, gdy wziął ślub. Żonę znalazł w Płocku i nie dość, że urodziwą, to jeszcze bogatą. Ojciec Joanny Marek Graczykowski miał firmę budowlaną, ale i Matusiak to była partia pierwszorzędna, kandydat na piłkarską gwiazdę innego typu niż te, które błyszczały do tej pory, i w krótkiej perspektywie mający zarabiać astronomiczne kwoty. – Chciałbym dostawać minimum 500 tysięcy euro rocznie, bo to pozwoliłoby mi na realizowanie moich marzeń – mówił.

Grał nie tylko na boisku, także w kasynie. W wywiadach opowiadał o tym, że każdy musi się wyszumieć i że on ten etap ma już za sobą. – Kiedy grałem w Szczakowiance i mieszkałem w Krakowie, codziennie balowałem na Rynku. Były dyskoteki, kasyno. Piłka stała się dodatkiem do imprez – opowiadał w rozmowie z Futbol.pl.

W Bełchatowie trafił pod opiekę Oresta Lenczyka, który powiedział mu, że jest dobrym piłkarzem, a Matusiak w to uwierzył. W reprezentacji Polski strzelił gola w debiucie – w meczu z Serbią, kiedy Beenhakker szukał nowych twarzy po kompromitującej porażce z Finlandią na początku eliminacji. Matusiak należał do najlepszych na boisku, Holender powiedział, że to talent, jakich mało, i wtedy zamieszanie zaczęło się na dobre.

Matusiak strzelił zwycięskiego gola w wyjazdowym meczu eliminacyjnym w Brukseli, a na zimowym zgrupowaniu w Hiszpanii koledzy śmiali się już z różowego koloru koszulek jego nowego klubu. Za 1,7 miliona euro trafił do Palermo, mimo że Beenhakker mówił o ciężkim życiu napastnika w Serie A. – Tam dziesięciu facetów stoi na własnej połowie i wykopuje piłkę do przodu, życząc napastnikowi miłego dnia – mówił trener. Matusiak wielu miłych dni na Sycylii nie miał, jeśli nie liczyć tych spędzonych we własnym domu położonym niedaleko plaży. Trzy mecze, jeden gol i powrót do zimnej Europy i klubiku z małego holenderskiego miasteczka – SC Heerenveen.

Znowu nie udało się przebić do pierwszego składu, ale ponieważ Matusiak ciągle dostawał powołania do reprezentacji, postanowił wrócić do Polski, by dać Beenhakkerowi pretekst do znalezienia dla niego miejsca w drużynie wyjeżdżającej na Euro. Planował odrodzenie w Bełchatowie, ale po tym jak nagrał na dyktafon rozmowy o warunkach finansowych i wyszło na jaw, że nowe kierownictwo klubu zaproponowało gwieździe dwie średnie krajowe, a nie – tak jak opowiadał prezes – bajońską kwotę, drzwi GKS zatrzasnęły się na dobre.

W Wiśle Kraków podnieść się nie zdołał, Maciej Skorża nie chciał na niego za bardzo stawiać, wiedząc, że latem i tak mistrzów Polski nie będzie stać na to, by wykupić Matusiaka z Holandii.

Na zgrupowaniu w Donaueschingen przed mistrzostwami Europy nie poznawali go najbliżsi kumple. Już na samym początku nie podobało mu się to, że na lotnisku w Zurychu, skąd na miejsce była godzina drogi autokarem, zamiast ciepłego obiadu drużyna dostała kanapki. Później Beenhakker pierwszy raz tak otwarcie skrytykował któregoś ze swoich zawodników, określając postawę Matusiaka po polsku: „katastrofa”.

Z dziennikarzami już nie rozmawiał, tylko im groził. Koledzy z reprezentacji niewiele mówili na jego temat. – Radek szuka swojej pozycji w zespole, właściwie bardziej poza boiskiem niż na nim – mówił Michał Żewłakow. Najbliższy przyjaciel Łukasz Garguła chodził ze spuszczoną głową.

Beenhakker po mistrzostwach wspomniał, że po tym jak nie znalazł ostatecznie dla Matusiaka miejsca w drużynie, dostał jeszcze esemesa od piłkarza. Życzył w nim drużynie powodzenia i przesyłał nowy numer telefonu. Selekcjoner jednak nie zadzwonił, bo piłkarz w Heerenveen nie znalazł uznania także u nowego trenera Tronda Sollieda.

Na zgrupowaniu przed mistrzostwami Europy szukał swojej pozycji w drużynie. Bardziej poza boiskiem niż na nim

Informacja o tym, że Matusiak kończy karierę, brzmi nieprawdopodobnie. Janusz, ojciec zawodnika i jednocześnie jego menedżer, stwierdził, że Radek zamierza się zająć biznesem, bo wtedy ludzie nie będą się tak bardzo interesowali jego życiem prywatnym. Dwa lata temu tak bardzo chciał, by media były częścią życia jego syna, że sam umawiał go z prasą na spotkania i sesje fotograficzne.

Matusiak zrezygnował z 400 tysięcy euro rocznych zarobków, podobno mieszka w Płocku u teściów i czeka na operację pachwin. Kontrakt udało się jednak rozwiązać jeszcze w czasie trwania okienka transferowego. Co to daje zawodnikowi? Tylko tyle, że nowy klub może znaleźć w każdej chwili, nie musi czekać do przerwy zimowej, bo w momencie rozpoczynania sezonu jest wolnym piłkarzem.

Nowy klub nie będzie też musiał płacić 3 milionów euro, a tyle Heerenveen przelało przecież na konto Palermo. Ojciec zapowiada, że będzie się starał namówić piłkarza do powrotu do futbolu, a ponieważ Radek zawsze taty grzecznie słuchał, zapewne podobnie będzie tym razem.Cytat z wywiadu z 5 grudnia 2006 roku dla „Gazety Wyborczej”: „Nie zachłystuję się chwilowym sukcesem, bo wiem, jak boli upadek. Mam w uszach słowa Leo Beenhakkera o tym, że gwiazdą zostanę wtedy, gdy rozegram trzy, cztery równe sezony i strzelę w nich ileś ważnych goli. Na razie tylko błysnąłem”.

Holender miał rację. Jeśli Matusiak rzeczywiście zakończy karierę, jako gwiazdor nie będzie wspominany. W reprezentacji zagrał 15 razy, strzelił siedem bramek.

Zapamiętamy raczej przystojnego młodego człowieka, który mógł być dobrym piłkarzem, ale futbolowe życie okazało się dla niego wyzwaniem zbyt trudnym.

Radosław Matusiak, urodzony 1 stycznia 1982 roku w Łodzi. Karierę zaczynał w Widzewie Łódź. W 1997 roku przeszedł do ŁKS Łódź, w którym spędził pięć sezonów. Później grał jeszcze w Szczakowiance Jaworzno i Wiśle Płock, by w 2004 roku trafić do GKS Bełchatów. Po przyjściu do klubu trenera Oresta Lenczyka Matusiak stał się gwiazdą drużyny i został powołany do reprezentacji. Wiosną 2007 roku kupiło go Palermo. Nie przebił się do podstawowego składu i sprzedano go do Heerenveen, skąd został wypożyczony do Wisły Kraków. W reprezentacji Polski rozegrał 15 meczów, strzelił siedem bramek.

To było ukochane dziecko Leo Beenhakkera. Radosław Matusiak wyróżniał się nie tylko na boiskach, ale także poza nimi. Łamał stereotyp piłkarza, którego jedynym hobby jest gra na play station, chętnie rozmawiał z dziennikarzami, na każdy temat miał coś do powiedzenia.

Lubił opowiadać o swoim życiu. Przystojny, coraz bogatszy, a do tego zdolny – media go kochały, a on kochał je tak bardzo, że zdjęcia z wakacji w egzotycznych krajach wysyłał do kilku redakcji, każdą zapewniając, że robi to tylko dla niej w drodze wyjątku.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Piłka nożna
Koniec trudnego roku Roberta Lewandowskiego. Czas odzyskać spokój i pewność siebie
Piłka nożna
Pokaz siły Liverpoolu. Mohamed Salah znów przeszedł do historii
Piłka nożna
Real odpalił fajerwerki na koniec roku. Pokonał Sevillę 4:2
Piłka nożna
Atletico gra do końca, zepsute święta Barcelony
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Piłka nożna
Jagiellonia Białystok poznała rywala. Legia już go ograła
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku