Rz: Możemy być pewni, że reprezentacja Polski pokona amatorów z San Marino?
Leo Beenhakker:
W futbolu nie ma gwarancji. Jeśli dostaniemy dwie czerwone kartki w piątej minucie, wygrać będzie trudno. Obejrzeliśmy mecz ze Słowenią, przeanalizowaliśmy błędy i mam nadzieję, że wyciągnęliśmy wnioski. Przyjechaliśmy do San Marino po trzy punkty. Jesteśmy pierwsi do przyznania się, że we Wrocławiu rozczarowaliśmy, dlatego teraz chcemy się zrehabilitować. Nie jesteśmy idealni, jednak to, co się w Polsce dzieje po jednym remisie, przechodzi moje pojęcie. Gdyby Jakub Błaszczykowski nie trafił w słupek, wszyscy byliby zadowoleni, bo mecz potoczyłby się inaczej. Teraz zapanowała panika.
Dziwi się pan, że kibice nie są zadowoleni z remisu?
W Polsce nie brakuje arogantów, którzy uważają, że powinniśmy wygrywać ze wszystkimi tak zwanymi małymi państwami. Nikt nie bierze pod uwagę, że oni umieją grać w piłkę. Wprowadzam do zespołu nowych zawodników, którzy potrzebują czasu. Niestety, nie udało nam się wygrać i znowu wrócił temat tych Wichniarków i Jeleni. Jeden kiepski rezultat powoduje, że niektórzy ludzie chcą wszystko rozwalić, zburzyć drużynę. Kieruje nimi tylko destrukcja, bo kiedy pytam o pomysły – milczą. Wichniarek na 17 meczów w reprezentacji strzelił cztery gole, Jeleń w 19 występach – dwa. Nagle objawiają się jako zbawcy. Nie rozumiecie, że czasami trzeba zrobić krok do tyłu, by później zrobić dwa do przodu? Nie rozumiecie, że to jest część pewnej gry?