Reklama
Rozwiń

Włamanie do salonu

Sensacja w Lidze Mistrzów. Zwycięstwo rumuńskiego zespołu CFR Cluj nad Romą to nie jest kolejna bajka o tym, jak biedny utarł nosa wielkim. CFR jest nieznany, ale bogaty

Publikacja: 17.09.2008 21:07

Julio Baptista (w środku) kilka razy przekonywał się we wtorek, że zderzenia z mistrzami Rumunii to

Julio Baptista (w środku) kilka razy przekonywał się we wtorek, że zderzenia z mistrzami Rumunii to nic przyjemnego. Z prawej jeden z najlepszych piłkarzy meczu z Romą, Gabriel Muresan, z lewej Andre de Sousa Galiassi

Foto: Reuters

Wiele można napisać o drużynie z Kluża, ale nie to, że w meczu z Romą na Stadionie Olimpijskim kibicowała jej cała Rumunia. Być może nawet nie cała Transylwania, bo i tam wielu kibiców nie może się pogodzić z tym, że to właśnie w małym kolejarskim klubie wyrosła rumuńska Chelsea.

Niektórzy z nich cztery lata temu nie wiedzieli jeszcze, że CFR istnieje. Dziś znaleźli w nim wspólnego wroga. Nieważne, czy kibicują Steaule, czy Dynamu Bukareszt, które Cluj zepchnął z tronu, czy tym klubom, które nigdy nie miał szansy na zaszczyty. Niechęć jest tak samo silna i ma podobne przyczyny. Co to za mistrz Rumunii, co sukces sobie kupił, ma węgierskiego właściciela, zagranicznego trenera, piłkarzy z czterech kontynentów, a w kadrze tylko sześciu Rumunów?

Do tego dochodzą jeszcze oskarżenia o korumpowanie sędziów i wytykanie właścicielowi Arpadowi Paszkany'emu, że nie wszystkie jego biznesy są krystalicznie czyste, ale jeśli akurat o to chodzi, szef żadnego innego rumuńskiego klubu nie mógłby pierwszy rzucić kamieniem. Były pasterz Gigi Becali, dobroczyńca Steauy, który budował swoją fortunę na dziwnych interesach z armią, jest najlepszym przykładem.

Gdyby CFR ostrzeliwał ligę milionami euro i nie doczekał się sukcesu, wszystko byłoby w porządku. A tak nie sposób go lubić: z trzeciej ligi do Ligi Mistrzów awansował w sześć lat, jest pierwszym od 17 lat mistrzem Rumunii spoza Bukaresztu, w pierwszym meczu w LM zdobył więcej punktów niż Steaua rok temu w całej rundzie grupowej.

Tego nikt się nie spodziewał: 2:1 z Romą, na jej stadionie, w dodatku po meczu, w którym gospodarze pierwsi zdobyli bramkę. To właściwie nie było wejście do salonu, ale włamanie. Nawet Zenit Sankt Petersburg dłużej czekał w przedpokoju.

Gdy Arpad Paszkany szukał sześć lat temu klubu, z którym mógłby się podzielić swoją fortuną, jego najważniejszą spółką był Ecomax M.G. z branży motoryzacyjnej. Teraz równie ważne są spółki deweloperskie. W Klużu w tej branży zarabiało się w ostatnich latach świetnie. Piłkarze CFR biegali po boisku w Rzymie w strojach z reklamą Sigma Tower, wielkiego centrum budowanego przez właściciela klubu.

Paszkany ma węgierskie korzenie, tak jak jedna piąta mieszkańców Transylwanii. CFR powstał 101 lat temu – ledwie rok po najstarszych polskich klubach, Wiśle i Cracovii – gdy Kluż należał do AustroWęgier i nosił nazwę Kolozsvar. Drużyna nazywała się wtedy Kolozsvari Vasutas Sport Club. Potem zmieniała wcielenia wielokrotnie, razem z zawieruchami politycznymi i organizacyjnymi, aż została przy nazwie, która utrzymała się do dziś. W pierwszej lidze grała tylko w latach 1969 – 1976, potem osuwała się coraz niżej, bliska bankructwa. Z fortuną Paszkany'ego spotkała się, gdy była prawie na dnie.

Doradcy właściciela oceniają, że droga do Ligi Mistrzów kosztowała szefa 60 milionów euro. W 2004 CFR wrócił do pierwszej ligi. W 2008 wygrał ją, wyprzedzając Steauę o punkt, zdobył też puchar kraju. Do LM awansował bez eliminacji, bo w tym roku mistrz Rumunii pierwszy raz ma miejsce z urzędu.

Budżet CFR na obecny sezon to – według różnych szacunków – od 30 do 40 milionów euro. To trzy razy więcej, niż mają najbogatsze polskie kluby. Trudno znaleźć w tym zespole piłkarza, który kosztowałby mniej niż pół miliona euro. Średnia cena to milion, a tego lata Paszkany wydał na urugwajskiego obrońcę Alvaro Perreirę aż 2,5 mln.

Właściciel nie żałuje pieniędzy, ale też nie wydaje ich na oślep. Cluj współpracuje z Benficą Lizbona, ma dobre kontakty z Rosenborgiem Trondheim, który jest wzorem dla wszystkich klubów z prowincji marzących o Lidze Mistrzów, i z dobrymi menedżerami z Ameryki Południowej.

Tak powstała drużyna, w której jest po sześciu Portugalczyków i Argentyńczyków, po trzech Brazylijczyków i piłkarzy z Wybrzeża Kości Słoniowej, Urugwajczyk, Kanadyjczyk. Nieważne, że mało kto ich do wtorku znał, i że włoski trener Maurizio Trombetta nigdy wcześniej nie prowadził samodzielnie drużyny pierwszoligowej. Roma już zapłaciła za zlekceważenie CFR. Kto następny? Za dwa tygodnie do Transylwanii wybiera się Chelsea.

Piłka nożna
Cezary Kulesza będzie dalej rządził polską piłką, ale traci zaufanych ludzi. Selekcjoner do połowy lipca
Piłka nożna
Cezary Kulesza pozostanie prezesem PZPN. Delegaci wybrali jedynego kandydata
Piłka nożna
Prywatny odrzutowiec i kilkunastoosobowa służba. Jak Cristiano Ronaldo stał się multimiliarderem
Piłka nożna
Futsalowy węzeł gordyjski. UEFA rozcina go Słowenią
Piłka nożna
Klubowe mistrzostwa świata. Rusza faza pucharowa, Leo Messi kontra PSG
Piłka nożna
Paul Pogba wraca po dyskwalifikacji za doping. Zagra w jednej drużynie z Polakiem