To była ostatnia akcja meczu w Poznaniu. Sędzia przedłużył go o kilka minut, ale Lech wciąż wygrywał z Austrią tylko 3:2 i po porażce 1:2 w pierwszym meczu był poza pucharami. Wtedy właśnie piłka spadła pod nogi Rafała Murawskiego, a po strzale pomocnika reprezentacji Polski do siatki.
Sędzia skończył mecz, Lech dostał to na co zasłużył. Grał lepiej niż Austria, strzelił ładne bramki. Prowadził 1:0, potem 2:1, w końcu 3:1 w dogrywce. Rywale się nie poddawali, odrabiali straty, ale piłkarze Franciszka Smudy wierzyli w siebie i dotarli do celu. Wisła Kraków niestety nie wierzyła, choć tak słabego przeciwnika z Premiership polska drużyna nie miała od lat i pewnie przez wiele lat mieć nie będzie. Tottenham przyjechał do Krakowa jako ostatnia drużyna w tabeli swojej ligi, kompletnie rozbita i wyśmiewana nawet przez swoich kibiców.
Wisła, zamiast zgodnie z założeniami atakować, straciła pierwsze pół godziny meczu na upewnianie się, czy przeciwnicy przypadkiem nie udają słabości, żeby później zaatakować uśpionych gospodarzy.
Piłkarze Tottenhamu nie udawali – oni tak grają. Później Skorża przyznał, że jego zespół okazał rywalom za dużo szacunku.
Odwagi w pierwszej połowie starczyło tylko na trzy ostatnie minuty, ale dogodnych sytuacji nie udało się wykorzystać Radosławowi Sobolewskiemu i Piotrowi Brożkowi. W drugiej części Wisła znowu zapomniała o tym, że pierwszy mecz przegrała 1:2 i to ona musi atakować i strzelić gola.