- To nieprawda, że nie znamy polskich piłkarzy. To jakaś plotka, która ma popsuć nasze relacje. Wiemy, że Jacek Krzynówek czy Ebi Smolarek to zawodnicy wiele znaczący w europejskim futbolu – mówił wczoraj Tomas Ujfalusi.
Albo kapitan Czechów chciał być miły dla gospodarzy, albo naprawdę zna tylko tych piłkarzy i nie wie, że pierwszy ogląda mecze Wolfsburga w telewizji, a drugi od mistrzostw Europy nie może się odnaleźć. Z drugiej strony, Czesi nie muszą się uczyć na pamięć nazwisk każdego przeciwnika. Są ósmą drużyną w rankingu FIFA. Polska – trzydziestą.
Czescy dziennikarze mówiąc o obrońcach i bramkarzu swojej drużyny nie wymieniają nazwisk, ale kluby: w bramce Chelsea, dalej Juventus, Lazio, Milan, Atletico Madryt. My nie dość że mamy piłkarzy w słabszych drużynach, to jeszcze najczęściej w roli rezerwowych.
O tym dziś wieczór muszą zapomnieć nie tylko kibice na Stadionie Śląskim, ale przede wszystkim sami zawodnicy. Nie wiadomo jak dwa lata temu Leo Beenhakker przekonał ich, że Portugalczycy to też ludzie i że chociaż Grzegorz Bronowicki gra w Legii, a Cristiano Ronaldo w Manchesterze, to Polak może być tego wieczoru lepszy.
Beenhakker o magicznych miejscach czy datach nie chce teraz rozmawiać. W czoraj w pewnym momencie spojrzał na wiszący w sali konferencyjnej plakat z meczu z 1988 roku, kiedy jego Real Madryt grał na tym stadionie z Górnikiem Zabrze. Powiedział, że nie żyje nostalgią, bo to głupie.