Trener smakosz Janusz Wójcik: życie i twórczość

Jest jedną z najpopularniejszych postaci polskiej piłki. Na tę popularność pracował na boisku, na ławkach trenerskich, w ławach sejmowych i w knajpach. Ciekawe, co powie prokuratorom

Aktualizacja: 23.10.2008 11:52 Publikacja: 23.10.2008 02:31

Trener smakosz Janusz Wójcik: życie i twórczość

Foto: Rzeczpospolita, Bartłomiej Zborowski Bar Bartłomiej Zborowski

Janusz Wójcik wspinał się wolno po szczeblach kariery, rozpoczynając niezbyt efektownie – od klubów w rodzaju Pogoni Grodzisk Mazowiecki i Huragan Wołomin.

Był jednak młody, zdolny, elokwentny, przystojny, skończył AWF i cieszył się poparciem kolegów ze Związku Młodzieży Socjalistycznej. Został nadzieją polskiej piłki, która po sukcesie na mundialu w Hiszpanii (1982) toczyła się jeszcze siłą rozpędu, ale gołym okiem widać było, że wejście nowych ludzi jest nieuniknione.

[srodtytul]Moneta w skarpecie[/srodtytul]

Godzina Janusza Wójcika wybiła po raz pierwszy na Okęciu. Reprezentacja juniorów trenowana przez Mieczysława Broniszewskiego udawała się na jakiś mecz. Celnicy zupełnie nieoczekiwanie postanowili sprawdzić bagaże, od czego przy wyjeździe reprezentacji Polski zwykle odstępowali. I u trenera znaleziono cenną monetę, której nie miał prawa wywieźć.

PZPN jakby na to czekał. Nie wdając się w szczegóły, szybko zwolnił Broniszewskiego, a jego funkcję trenera kadry juniorów do lat 16 dostał właśnie Janusz Wójcik.

[wyimek]Miał dobrą głowę do interesów i słabą do alkoholu. Zatrudniali go koledzy, którzy też potrafili liczyć pieniądze, albo ci, którzy uwierzyli w jego wielkość[/wyimek]

Urodzony w roku 1953 w Warszawie, wychowanek Agrykoli, piłkarz Gwardii. Rozegrał w jej barwach jeden niecały mecz w pierwszej lidze w roku 1972, kiedy miał 19 lat. Był kolegą z drużyny mistrzów olimpijskich Jerzego Kraski i Ryszarda Szymczaka. Grał jednak słabiej od nich, Gwardia okazała się dla niego za silna, musiał się więc zadowolić słabszym od niej Ursusem i stołecznym Hutnikiem. Kiedy jego teść, dyplomata, pracował w Pakistanie, Janusz Wójcik próbował sił w tamtejszej drużynie z Rawalpindi.

[srodtytul]Bożyszcze Białegostoku[/srodtytul]

Wójcik był miły, stawiał wódkę dziennikarzom i z przyjemnością wspólnie z nimi ją spożywał. To ważny szczegół, bo umiejętność współżycia z kilkoma głośnymi dziennikarzami w różnych okresach bardzo mu pomagała. Przedstawiany był bowiem w znacznie lepszym świetle, niż na to zasługiwał.

Potwierdzeniem jego trenerskiej klasy miał być sukces Jagiellonii Białystok. W roku 1987 Wójcik wprowadził ją pierwszy raz do ekstraklasy i stał się bohaterem Polski północno-wschodniej. Nikogo nie interesowało, jak do tego doszło, bo kibic woli tego nie wiedzieć, dopóki jego drużyna wygrywa. Jednak na początku następnego sezonu Jagiellonia zaczęła przegrywać, tłumaczono to zbyt dużymi wydatkami związanymi z awansem. Wójcik z Białegostoku wyjechał, ale od razu czekała na niego praca w PZPN z kadrą juniorów do lat 18.

Przez dwa lata z rzędu od awansu z juniorami do finałów mistrzostw Europy dzielił go tylko jeden mecz i to na polskim boisku. Ale przegrał, lecz porażka nie wpłynęła na jego karierę. Zwykle po czymś takim trener traci posadę. On awansował. Wśród działaczy PZPN mających wpływ na decyzje było w tamtych czasach wielu ludzi związanych z Gwardią i resortem spraw wewnętrznych. Wójcik jako były zawodnik Gwardii mógł zawsze liczyć na ich poparcie.

[srodtytul]Bohater z Barcelony[/srodtytul]

Został trenerem reprezentacji olimpijskiej, która w roku 1992 odniosła największy sukces od czasów srebrnego medalu zdobytego w Montrealu (1976) przez drużynę Kazimierza Górskiego. Zajęła drugie miejsce w turnieju w Barcelonie, przegrywając finał z Hiszpanią na stadionie Camp Nou 2:3. Decydująca bramka padła w 90. minucie.

Reprezentacja olimpijska została de facto sprywatyzowana. Grupa ludzi połączonych ze sobą nie tyle miłością do futbolu, ile interesem, powołała Fundację Piłkarskiej Reprezentacji Olimpijskiej. Jednym z pomysłodawców był Włodzimierz Lubański, który namówił Zbigniewa Niemczyckiego, wówczas jednego z najbogatszych Polaków, aby stanął na jej czele.

Wójcik jako trener drużyny, na którą pracowało tyle osób i firm, czuł się jak ryba w wodzie. Srebrny medal olimpijski umocnił jego pozycję. Nie przeszkodziły mu ani posądzenia o zażywanie środków dopingujących przez trzech zawodników, ani pijaństwo w samolocie wracającym z Barcelony do Warszawy. Wójcik przy pomocy kilku piłkarzy próbował dokonać zamachu stanu i ze swojej drużyny zrobić pierwszą reprezentację. Kazimierz Górski, ówczesny prezes PZPN, zorientował się w porę, co się święci, i wszelkie zakusy Wójcika ukrócił.

Przyjęła go Legia. Na Łazienkowskiej skompletował ekipę, z którą pracował przed igrzyskami w Barcelonie. Zatrudnił swojego asystenta Pawła Janasa. W ostatniej kolejce sezonu 1992/93 na boiskach w Krakowie i Łodzi Legia i ŁKS ścigały się o tytuł mistrzowski. Decydowały bramki. Legia wygrała z Wisłą 6:0, a ŁKS z Olimpią Poznań 7: 1.

Przekręt widać było gołym okiem. Kibice Wisły śpiewali “Wisełka Kraków k...ą warszawiaków”. PZPN pozbawił Legię tytułu. Prokuratura umorzyła śledztwo. Piłkarzom i trenerowi włos z głowy nie spadł.

7 stycznia 1994 roku Janusz Wójcik przeprowadził poranny trening z Legią, a wieczorem siedział już w samolocie lecącym na Bliski Wschód. Objął reprezentację olimpijską Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Nikogo nie poinformował o swoich planach.

[srodtytul]Ulubieniec polityków [/srodtytul]

Towarzysze o Wójciku nie zapomnieli. Przy cichym poparciu prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w roku 1997 został trenerem pierwszej reprezentacji. Ten wybór spotkał się z dość powszechną akceptacją kibiców, prasy i piłkarzy, co łatwo zrozumieć. Kibicom Wójcik mówił, że Polskę stać na zwycięstwa nad każdym przeciwnikiem. Piłkarzom obiecał pieniądze większe, niż dotychczas mieli, ponieważ sam chciał mieć więcej. Dziennikarzy omamił, zauroczył lub kupił. Potrafił zbudować mit trenera zwycięzcy, mimo że niczego jeszcze nie wygrał. Kiedy wyjeżdżał na mecz z Anglią, na treningu zjawił się nawet premier Jerzy Buzek, wręczając mu na szczęście wojskowe polskie czako. Ale reprezentacja grała słabo.

Wójcik miał wyjątkowo mocną głowę do interesów i słabą do alkoholu. Znał dobrze środowisko piłkarskie, w którym miał wielu wyznawców. Zatrudniali go albo koledzy, również potrafiący liczyć pieniądze, albo ludzie, którzy uwierzyli w jego wielkość. W ciągu ostatnich ośmiu lat był m.in. menedżerem Pogoni Szczecin, trenerem Śląska Wrocław, Anorthosisu Famagusta, Świtu Nowy Dwór Mazowiecki, Znicza Pruszków i Widzewa Łódź.

Wszędzie pracował po kilka miesięcy lub tygodni i zawsze odchodził w podobnych okolicznościach – jako człowiek, którego dotyczy słynne powiedzenie Kazimierza Górskiego: “Wójcik? Dobry trener, ale z jedną wadą – nie ma wyników”.

W ogóle go to nie zrażało. Kiedy widział, że jakaś drużyna nie wygrywa, dzwonił do prezesa, proponując swoje usługi. Podobno jeszcze we wtorek złożył taką ofertę prezesowi Cracovii.

Dał się na to nabrać prezes Widzewa Sylwester Cacek. Wiosną, niemal nazajutrz po swoim płomiennym antykorupcyjnym wystąpieniu na zjeździe PZPN, zatrudnił Wójcika na kilka ostatnich meczów w sezonie, przekreślając w ten sposób wszystko, co powiedział.

Nabierali się też politycy. Z Dębskim łączyły Wójcika interesy. Swoim konsultantem do spraw sportu uczynił go premier Leszek Miller. Do klasyki futbolowych aforyzmów przeszło powiedzenie Wójcika: “Kasa, Misiu, kasa”.

[srodtytul]Autem po torach[/srodtytul]

W roku 2005, z poparciem 4236 osób z okręgu białostockiego, które widocznie pamiętały jeszcze jego pracę z Jagiellonią, został posłem na Sejm z listy Samoobrony. W wyniku uzgodnień między partiami powierzono mu nawet funkcję przewodniczącego Sejmowej Komisji Kultury Fizycznej i Sportu.

Kilka tygodni później upił się na Balu Mistrzów Sportu i wracał do domu samochodem, trzymając się dla bezpieczeństwa torów tramwajowych. Jako poseł znalazł się w składzie delegacji do Cardiff, gdzie Polsce i Ukrainie przyznawano prawo organizacji mistrzostw Europy, ale nie był tego całkiem świadomy.

Kiedy przychodził mocno spóźniony i zmęczony na konferencje po meczach Świtu Nowy Dwór, odpowiadał na nasze pytania, jakby nie widział meczu. Nie można pociągnąć go do odpowiedzialności za ewentualne czyny korupcyjne popełnione przed lipcem roku 2003, ponieważ dopiero wtedy wprowadzono do kodeksu karnego paragraf o korupcji w sporcie. Szkoda. Z tak banalnego powodu nie poznamy całej prawdy o tym barwnym życiu.

[ramka]Janusz Wójcik, urodzony 18 listopada 1953 roku w Warszawie. Z reprezentacją olimpijską zdobył srebrny medal na igrzyskach w Barcelonie, później prowadził m.in. Legię Warszawa i reprezentację Polski seniorów. W latach 2005 – 2007 był posłem Samoobrony[/ramka]

[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autora:

[link=mailto:s.szczeplek@rp.pl]s.szczeplek@rp.pl[/link][/i]

Janusz Wójcik wspinał się wolno po szczeblach kariery, rozpoczynając niezbyt efektownie – od klubów w rodzaju Pogoni Grodzisk Mazowiecki i Huragan Wołomin.

Był jednak młody, zdolny, elokwentny, przystojny, skończył AWF i cieszył się poparciem kolegów ze Związku Młodzieży Socjalistycznej. Został nadzieją polskiej piłki, która po sukcesie na mundialu w Hiszpanii (1982) toczyła się jeszcze siłą rozpędu, ale gołym okiem widać było, że wejście nowych ludzi jest nieuniknione.

Pozostało 94% artykułu
Piłka nożna
Lucjan Brychczy. Ta legenda na pewno nie umrze
Piłka nożna
Lucjan Brychczy nie żyje. Legendarny piłkarz Legii miał 90 lat
Piłka nożna
Dramatyczne chwile w meczu Serie A. Edoardo Bove stracił przytomność
Piłka nożna
Jamie Bynoe-Gittens. Strzelił gola Bayernowi, chcą go wielkie kluby
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Piłka nożna
Barcelona zawiodła. Robert Lewandowski - też
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska