Pamiętam tamte czasy. Boisko za kościołem, ławki, drewniany barak i my, chłopcy kibicujący naszej drużynie piłki nożnej. Mamy wśród niej swoich ulubieńców. Henryka Pszczółkowskiego, Longina Sypułę, Jerzego Gumbrychta. Później kadrę zasilili moi rówieśnicy. Jędrek Onisz, Jurek Koziewski, Andrzej Karwiński i inni. Patrzyliśmy na nich z zazdrością, byli w drużynie. Jeździliśmy za nimi na mecze wyjazdowe do Pruszkowa, Piastowa, Ursusa. Radość ze zwycięstwa. Przygnębienie z powodu klęski.

Wyraziście odżyła historia Przyszłości, klubu powstałego w 1928 roku z inicjatywy mieszkańców Włoch. Fundusze na sprzęt sportowy uzyskiwano ze zbiórek, darowizn. Boisko, ogrodzenie, siedzibę tworzono własnym sumptem. Najstarsi uczestnicy uroczystości wspominali wyróżniających się piłkarzy w międzywojennym dwudziestoleciu. Byli to M. Felicjański, Z. Sobczak, M. Szymański, J. Popiński, K. Perens. Odnosimy sukcesy w drugiej lidze. Mecz z przybyłą do Warszawy pierwszoligową drużyną Makabi. Przegraliśmy, ale walcząc mężnie do końca. Klub się rozwija; powstają sekcje tenisa stołowego, siatkówki, koszykówki, lekkoatletyki. Nawet obchodzimy Święto Morza nad włochowską glinianką. Okupacja przerywa historię. Ale nasi piłkarze rozgrywają konspiracyjne mecze piłki nożnej na pustej parceli między kamienicami. Przychodzą kibice. Czujki ostrzegają o zbliżaniu się żandarmów.

Wraz z ucieczką Niemców klub natychmiast odżywa. Mieszkańcy ochotniczo doprowadzają do użytku zaniedbane boisko, budują klubowy barak. Pierwszy mecz piłki nożnej, bodaj z Okęciem, tłum kibiców. Nowa władza wrogo patrzy na kontynuację przedwojennej tradycji. „Trybuna Mazowiecka” w 1950 roku nazywa Przyszłość przytuliskiem reakcyjnych elementów. Zmieniają nazwę na Stal. Zarząd z partyjnego nadania. Kibiców coraz mniej. Sukcesów mało. Dużo pozorów i propagandowych efektów z okazji 22 lipca, rocznicy rewolucji październikowej i walki o pokój. Po 1956 roku wraca właściwa nazwa i budzi się autentyczne zaplecze dla sportu.

I tak przez lata ze zmiennym szczęściem trwa Przyszłość. Boisko, trybuny, hale sportowe. Imponujące. Licznie przybyła na uroczystość młodzież. Z okazji 80-lecia klub wydał własnym nakładem książkę Roberta Gawkowskiego (30-latka) „Sportowe tradycje warszawskich Włoch”, bardzo rzetelną, bogato udokumentowaną, gdzie jak refren przewija się duch społecznej pasji tworzenia czegoś własnymi rękami, działania dla wspólnego dobra mieszkańców Włoch.

[i]Autor jest pisarzem od urodzenia związanym z Warszawą[/i]