Od początku było wiadomo, że na okładce „France Football” w pierwszy wtorek grudnia znajdzie się ktoś z nich dwóch. Mistrzostwa Europy były piękne, ale trwały za krótko, by Iker Casillas czy Fernando Torres mogli się naprawdę liczyć w walce o Złotą Piłkę.
Na to szanse mieli tylko Cristiano Ronaldo i Leo Messi, dwaj najwspanialsi z młodego pokolenia. Koła zamachowe kampanii reklamowych wielkich firm, najważniejsi sportowcy swoich krajów, wychowankowie piłkarskich internatów z Lizbony i Barcelony. Zupełnie różni na boisku i poza nim, a jednak w pewnym sensie ulepieni z tej samej gliny.
[srodtytul]Zrób to sam[/srodtytul]
Trudno powiedzieć, gdzie właściwie grają. W pomocy, w ataku, gdzieś pomiędzy, na pozycji, do której pasują tylko oni? Są z lewej strony, z prawej, w środku, wszędzie tam, gdzie ich prowadzi instynkt. Messiemu intuicja podpowiada, by szukał kolegów z drużyny, Ronaldo słyszy: zrób to sam. Messi, mając piłkę, wybiera najkrótszą drogę między rywalami, jak dobrze kierowany pocisk.
Ronaldo tę drogę sobie toruje: dryblingami, przekładankami, nagłym przyspieszeniem. Magazyn „Champions” napisał o nim, że jest tym dla zwodów, kim Picasso był dla kubizmu. Z piłką przy nodze biega najszybciej w Premiership. Wysoki, umięśniony, nie boi się zderzeń z rywalami. Strzela właściwie każdą częścią ciała i z każdego miejsca w polu karnym i okolicach. Z dystansu i z bliska, z rzutów wolnych, głową, piętą. W całym poprzednim sezonie zdobył aż 42 gole dla Manchesteru we wszystkich rozgrywkach. Wygrał Premiership i Ligę Mistrzów, został królem strzelców w obu tych turniejach, zdobył Złoty But dla najskuteczniejszego piłkarza Europy. Jest czwartym piłkarzem Manchesteru United, który wygrał Złotą Piłkę, przed nim byli Dennis Law, Bobby Charlton i George Best, ale żadnemu z nich nie udało się zostać w tym samym sezonie najlepszym strzelcem w lidze i europejskich pucharach. A Ronaldo osiągnął to jako zaledwie 23-latek.