Paul Gascoigne: Do piekła bez powrotu

Fantastycznie grał w piłkę, rozdał swój majątek, przepił zdrowie i karierę. Teraz po raz kolejny walczy o życie. Zabijają go alkohol i depresja

Publikacja: 06.01.2009 00:21

Paul Gascoigne

Paul Gascoigne

Foto: AP

„Jeżeli jeszcze raz się napiję, to umrę. W zeszłym roku alkohol i narkotyki sprawiły, że byłem bliski śmierci. Jestem jak kot, mam kilka żyć, ale teraz zaczęło się to ostatnie” – tak 41-letni Paul Gascoigne przywitał nowy rok. Dwa lata temu napisał autobiografię „Moja droga do piekła i z powrotem”. Od tego czasu z piekła wychodził tylko na chwilę. Ostatnia terapia w Gloucestershire przebiegała po myśli lekarzy. Było tak dobrze, bo pacjent został zamknięty zupełnie sam, nie tylko daleko od alkoholu i lekarstw, lecz także od ludzi. Wypuścili go na trzy dni na święta Bożego Narodzenia, miał pojechać do rodziców. Nie pojechał. Jego 12-letni syn Regan mówił, że ojciec wkrótce umrze i że jego jedynym marzeniem jest, by stało się to jak najdalej od niego.

„Pamiętacie go jako jakiegoś »Gazzę«”, nikt się nie zastanawia, jakim jest ojcem albo człowiekiem” – stwierdził. Gascoigne poszedł do najbliższego hotelu, zamknął się w pokoju i przez pięć dni pił. Kiedy wyszedł, wrócił do kliniki.

[srodtytul]Kontrakt z kolegami[/srodtytul]

Szukając najbardziej depresyjnych miejsc w Europie, filmowcy bardzo często trafiają na przedmieścia Newcastle. Paul wychowywał się tam w robotniczej rodzinie, a osiedle identycznych domków chciał opuścić tak szybko, jak to tylko możliwe. Kumpli miał tam znakomitych, jednak po kilku piwach wszystkie ulice wyglądały tak samo i trudno było trafić do domu.

Koledzy z podwórka mówili, że nigdy nie potrafił się oprzeć żadnej pokusie, jeśli coś robił, to na całego, i tak było do końca kariery – jadł i tył kilka tygodni, by później odchudzać się sumiennie, biegając każdego ranka wokół jeziora. W Newcastle nie był jeszcze gwiazdą, mimo że zawodowy kontrakt podpisał już jako 16-latek. Tottenham kupił go jednak za 2 miliony funtów i szybko przerobił na gwiazdę.

Kiedy Gascoigne negocjował kontrakt z klubem z White Hart Lane, zażyczył sobie wycieczki do Londynu nie tylko dla siebie, ale także dla kilku swoich kolegów z pubu w rodzinnym Gateshead. Właścicielom Tottenhamu zależało na piłkarzu, zaprosili więc wszystkich do pięciogwiazdkowego podmiejskiego hotelu Hadley Wood. Gascoigne imprezował ze znajomymi trzy dni.

Szefujący Tottenhamowi Irving Scholar chciał zerwać rozmowy. Gascoigne w końcu wytrzeźwiał, poszedł do prezesa i już w drzwiach powiedział: „Paul i jego koledzy dziękują za najlepsze trzy dni swojego życia”. Scholar wybaczył.

[srodtytul]Wrócił jako Gazza[/srodtytul]

Zadebiutował w reprezentacji Anglii w 1988 roku, a dwa lata później był jednym z bohaterów mundialu. Miał wtedy 23 lata, był jednym z najważniejszych zawodników w kadrze Bobby’ego Robsona. W półfinale z RFN dostał żółtą kartkę, która eliminowałaby go z meczu o złoto. Zdjęcie jego zapłakanej twarzy jedna z brytyjskich gazet podpisała: „Oto najdzielniejszy syn narodu”.

Gascoigne nie wiedział wtedy jeszcze, że Anglia do finału i tak nie awansuje, bo przegra z Niemcami w rzutach karnych. Nie wiedział też, że wyjeżdżał jako Paul, a wracał już jako „Gazza”. Z tym nie poradził sobie do końca życia. Komentator „Guardiana” Kevin Mitchell napisał później, że pseudonim jak z kreskówki nadawał się tylko do postaci z kreskówki. Gascoigne idealnie wywiązał się z roli.

Głupie dowcipy i ekscentryczne zachowanie wszyscy mu wybaczali, był przecież ulubieńcem kibiców. Już na mundial do Włoch (1990) jechał jako ten, który w powtarzanej bez przerwy czołówce BBC poprzedzającej mecze reprezentacji zamiast przedstawić się, jak wszyscy inni, powiedział: „Pieprzony onanista”, co można było wyczytać z ruchu jego warg. W 1992 roku po meczu w eliminacjach mistrzostw świata przepraszał Norwegów za to, że powiedział im w telewizji, żeby spieprzali.

[srodtytul]Drugi demon – depresja[/srodtytul]

Wtedy grał już w Lazio Rzym, trafił tam za gigantyczną jak na owe czasy kwotę 8,5 miliona funtów. Każdy jego gol dla klubu z Rzymu wart był ponad milion, bo strzelił ich tylko siedem, a meczów rozegrał tyle, że uzbierałyby się tylko dwa pełne sezony z trzech, które spędził we Włoszech. Niszczyły go kolejne kontuzje, o których później powiedział, że były spowodowane głównie nie przez rywali, ale przez alkohol.

W meczu z Genuą został brutalnie sfaulowany. Wokół niego zebrali się prawie wszyscy piłkarze rywali ciekawi, jak poważna to kontuzja. Gascoigne poudawał chwilę, wstał i z szelmowskim uśmiechem podziękował za troskę, ściskając dłoń każdemu z nich. We Włoszech zapamiętali go głównie jako pajaca bekającego do mikrofonu w odpowiedzi na pytanie reportera telewizyjnego i z ulgą sprzedali do Glasgow Rangers.

Dla protestanckiej części miasta był tym, kim teraz dla katolickiej jest Artur Boruc. Prowokował w każdych derbach, udawał, że gra na flecie przed trybuną pełną kibiców Celticu po strzelonym golu, drwił z ich wiary. Płacił kary, ale ich wysokość nie robiła na nim wrażenia. Na alkohol wydawał kilka tysięcy funtów każdego miesiąca, był bogaty i doskonale się czuł jako własność publiczna.

Jego 29. urodziny podczas tournée reprezentacji po Azji przeszły do historii. Bulwarowa prasa drukowała zdjęcia zawodników przywiązanych do fotela dentystycznego i sączących wlewające się do ust drinki. Afera nie przeszkodziła jej bohaterom w występie kilka tygodni później w mistrzostwach Europy (1996) na własnych boiskach. Gascoigne po strzeleniu jednego z najładniejszych goli w karierze w wygranym 4:1 meczu ze Szkocją położył się na trawie za bramką, podczas gdy koledzy pobiegli po bidony i polewali mu twarz. To była afera z fotelem w wersji dla kibiców.

[wyimek]Przyjaciele Paula zniknęli, gdy zgasły światła - Bobby Robson, trener[/wyimek]

Anglia odpadła w półfinale z Niemcami po rzutach karnych. „Gazza” na mundial za dwa lata już nie pojechał. Glen Hoddle nie chciał go, bo wiedział o jego słabościach. Gdy Gascoigne dowiedział się, że nie ma go w kadrze, zdemolował pokój hotelowy, a kilka dni później po raz pierwszy zapisał się do kliniki na odwyk. Szybko zaatakował go drugi demon – depresja.

Ci, którzy widzieli go przy kolejnych próbach powrotu do formy, mówili, że najbardziej bał się wracać do domu. Ćwiczył najpierw z pierwszą drużyną, potem z juniorami, od rana do wieczora, byle tylko nie poczuć samotności. Dalej jadł tłusto, ale zmuszał się do wymiotów i zostawiał w brzuchu tylko zdrowe posiłki.

Wrócił do Anglii, w Middlesbrough już po miesiącu usłyszał od trenera, że ma przestać pić. Zaczęli mu pomagać przyjaciele. Walter Smith, który trenował go w Glasgow, zatrudnił Gascoigne’a w Evertonie.

[srodtytul]Pozwólcie mi umrzeć[/srodtytul]

Smith był mu jak ojciec, w klubie uprzedził nawet człowieka odpowiedzialnego za trawę, że jeśli go zobaczy pijącego z Paulem, natychmiast wyrzuci z klubu. Wysłał też piłkarza na kolejny odwyk, do Arizony. Nie pomogło, upadek postępował. „Gazza” odszedł do Burnley. Interesowały się nim już tylko takie kluby, jak Auckland Kingz z Nowej Zelandii, maltańskie Marsax Lokk czy waljskie Total Network Solutions. Trafił do Gansu Tianma z drugiej ligi chińskiej. Był zachwycony.

[wyimek]8,5 mln funtów Lazio Rzym zapłaciło Tottenhamowi za Gascoigne’a w 1992 roku[/wyimek]

– Spróbowałem tu wszystkiego, łba kaczki i koguta, kurzych stóp i nietoperzy. Myślę, że wkrótce będę latał – mówił. Leciał już tylko w dół – wjechał swoim BMW w ustawioną na parkingu ciężarówkę, cudem przeżył. Próbował jeszcze grać w USA, a później trenować klub z niższej ligi angielskiej – Kettering. Wytrwał tam tylko 39 dni. Prezes Imraan Ladak powiedział, że Gascoigne był pod wpływem alkoholu przed, w czasie i po treningach.

Sam „Gazza” mówił, że tak jak nigdy nie odmówił autografu, tak samo chętnie stawiał drinki i rozdawał swój majątek. Kiedy współpracował z telewizją ITV, jednego wieczoru wydał 10 tysięcy funtów, kupował alkohol wszystkim w hotelu.

Żony już nie ma. W 1994 roku przyznał się, że ją regularnie bije, ona pokazała się prasie z podbitym okiem, rozwiedli się jednak dopiero cztery lata później, w międzyczasie urodził się syn. Po kilku próbach samobójczych najsłynniejszym cytatem z Paula Gascoigne’a stała się prośba: „Pozwólcie mi wreszcie umrzeć”.

Tylko w ubiegłym roku próbował odebrać sobie życie trzy razy. W portugalskim Faro zamówił do pokoju nóż rzeźnicki, przyjechała policja. W Londynie połknął tabletki nasenne.

– Po środkach antydepresyjnych wpadam w jeszcze większą depresję, nie poznaję sam siebie w lustrze, widzę tam kogoś, kogo nie lubię. Nikt mnie nie rozumie, nikt nie przeżył tego, co ja. Chciałbym kiedyś pracować z dziećmi. Powiedziałbym im, żeby nie robiły tego, co ja zrobiłem – mówił prawie cytatem ze sławnej piosenki „Dom Wschodzącego Słońca”.

[srodtytul]Clapton chce pomóc[/srodtytul]

Pomoc Gascoigne’owi zaoferował sławny muzyk Eric Clapton, który sam wyleczył się z uzależnienia od alkoholu i heroiny, a potem otworzył klinikę Crossroads na karaibskiej wyspie Antigua. Piłkarz otrzymuje tysiące listów od ludzi, którzy o „Gazzie” nie zapomnieli, a kibice Celticu przyjmują zakłady, kiedy umrze.

„Jego przyjaciele zniknęli, gdy zgasły światła” – napisał w swojej autobiografii trener Bobby Robson. A Gascoigne we własnej, że nikt nie powie o nim, że cokolwiek w życiu udawał.

[ramka]Paul Gascoigne, urodzony 27 maja 1967 roku w Gateshead. Grał m.in w Newcastle, Tottenhamie, Lazio, Glasgow Rangers, Middlesbrough i Evertonie. W reprezentacji Anglii od 1988 do 1998 roku zagrał w 57 meczach i strzelił dziesięć goli. Wywalczył czwarte miejsce na mundialu 1990 i półfinał mistrzostw Europy w 1996 roku. Z Tottenhamem zdobywca Pucharu Anglii. Z Rangersami dwukrotny mistrz Szkocji i Piłkarz Roku 1996. Osobowość Roku w Sporcie BBC 1990, w 2002 roku dołączył do Galerii Sław reprezentacji Anglii[/ramka]

[i]Masz pytanie, wyślij e-mail do autora: [link=mailto:m.kolodziejczyk@rp.pl]m.kolodziejczyk@rp.pl[/link][/i]

„Jeżeli jeszcze raz się napiję, to umrę. W zeszłym roku alkohol i narkotyki sprawiły, że byłem bliski śmierci. Jestem jak kot, mam kilka żyć, ale teraz zaczęło się to ostatnie” – tak 41-letni Paul Gascoigne przywitał nowy rok. Dwa lata temu napisał autobiografię „Moja droga do piekła i z powrotem”. Od tego czasu z piekła wychodził tylko na chwilę. Ostatnia terapia w Gloucestershire przebiegała po myśli lekarzy. Było tak dobrze, bo pacjent został zamknięty zupełnie sam, nie tylko daleko od alkoholu i lekarstw, lecz także od ludzi. Wypuścili go na trzy dni na święta Bożego Narodzenia, miał pojechać do rodziców. Nie pojechał. Jego 12-letni syn Regan mówił, że ojciec wkrótce umrze i że jego jedynym marzeniem jest, by stało się to jak najdalej od niego.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Piłka nożna
Barcelona bliżej mistrzostwa Hiszpanii. Bez Roberta Lewandowskiego pokonała Mallorcę
Piłka nożna
Neymar znów kontuzjowany. Czy wróci jeszcze do wielkiej piłki?
Piłka nożna
Robert Lewandowski kontuzjowany. Czy opuści El Clasico?
Piłka nożna
Czy Carlo Ancelotti opuści Real Madryt i poprowadzi reprezentację Brazylii
Piłka nożna
Ekstraklasa czekała na taki przełom w Europie. Nie wolno tego zepsuć