Od kiedy szejkowie z Abu Zabi zwrócili swoje oczy na stadion City, trwa imponujący koncert życzeń. Szkoda czasu na wymienianie piłkarzy, których chcieliby sprowadzić. Lepiej wziąć po prostu listę najlepszych na świecie i odhaczać: za tego już zaproponowali 100 mln euro, za tego właśnie proponują itd. Zgodnie z planem szejka Mansoura bin Zayeda, większościowego udziałowca klubu: – Mamy miliony i nie zawahamy się ich użyć w każdym oknie transferowym, póki nie będziemy potęgą.
[srodtytul]Walizki krążą po Europie[/srodtytul]
Po takiej deklaracji Mansour wysłał swoich ludzi z pełnymi walizkami w różne części kontynentu. I szybko zaczął działać „efekt Manchesteru“. Nawet jeśli klub nie chciał sprzedawać piłkarza, siadał do rozmów z wysłannikami City z ciekawości. By sprawdzić, ile są w stanie wydać.
Jeden z kibiców na forum internetowym zaapelował o humanitarne podejście do nowych właścicieli klubu: „To nieetyczne. Powiedzcie im, że drużyny nie buduje się w jedną noc. Wy ich ciągle podpuszczacie, chcąc usłyszeć jak najwyższą sumę, żeby potem chwalić się przed znajomymi, jacy idioci pracują w City“. Apel nie pomógł, kolejne kluby wciąż wystawiają szejka Mansoura do wiatru, jak Milan z Kaką.
Szejk kupił klub 1 września ubiegłego roku za 200 milionów funtów. Jeszcze tego samego dnia chciał sprowadzić do drużyny Ruuda van Nistelrooya, Dymitara Berbatowa i Robinho. Udało się tylko z tym ostatnim, za 40 milionów euro, co było rekordem ligi angielskiej. Dwóch pozostałych odmówiło ponoć tylko dlatego, że zabrakło czasu na negocjacje przed zamknięciem okna transferowego.