Ruszyła rywalizacja, do której kluby nie są przyzwyczajone: w oszczędzaniu. Jeśli ktoś nie miał zimą pilnych potrzeb, nie wydawał. Jeżeli ktoś miał potrzeby i bogatych wujków z Abu Zabi, próbował wydawać, ale nie umiał. Jak szefowie Manchesteru City.
Przez kilka tygodni kusili Brazylijczyka Kakę z AC Milan bajecznymi pieniędzmi (110 mln euro za transfer i 500 tys. tygodniowej pensji). Z transakcji oczywiście nic nie wyszło, ale przynajmniej było się czym zająć, a Kaka mógł stanąć w oknie swego domu i pokazać koszulkę, której pozostanie wierny na zawsze. Pewnie szykuje się już jakaś podwyżka.
Pieniędzy szejków nie chcieli we Włoszech ani w Hiszpanii, kosza dali im David Silva i David Villa, Thierry Henry i Cesc Fabregas, więc Manchester sięgnął po towar drugiej świeżości. Przyszedł Wayne Bridge z Chelsea, Craig Bellamy z West Ham i Nigel de Jong z HSV. Łączne wydatki na te transfery i tak były absurdalnie wysokie, ok. 46 mln funtów, ale prestiż szejków, którzy zapowiadali, że mogą kupić każdego, mocno ucierpiał. Już jest pomysł, jak tę plamę zmazać: przerzucić się z detalu na hurt i kupić od Romana Abramowicza całą Chelsea.
O Milanie głośno było nie tylko z powodu Kaki. W grudniu klub Silvio Berlusconiego wypożyczył z Los Angeles Galaxy Davida Beckhama w ramach sportowo-marketingowego eksperymentu. Milan zbiera u siebie gwiazdy po przejściach, nic nie ryzykując. Jak nie pomogą drużynie, to przynajmniej klubowemu sklepowi z koszulkami.
Beckham akurat się przydał i w sklepie, i na boisku, a przy okazji zaczął w europejskiej stolicy mody nową kampanię reklamową swoich sponsorów. Jest wypożyczony z Galaxy do marca, ale trener Carlo Ancelotti już poprosił go, by do USA nie wracał, a Beckham chętnie się przychyli do tej prośby. Wiceprezes Adriano Galliani potwierdza, że klub jest zainteresowany jego wykupieniem.