Leo Beenhakker‚ który dotarł z misją nad Wisłę, musi znosić zderzenie z polską myślą szkoleniową‚ reprezentowaną głównie przez Antoniego Piechniczka i Jerzego Engela. Choć czasem bywa ciężko‚ to na pewno jest wielu trenerów, którzy mają gorsze warunki niż Holender.
[srodtytul]Nie liczcie na sukcesy[/srodtytul]
Rywalem Beenhakkera do objęcia reprezentacji Polski był przez pewien czas Niemiec Berti Vogts. Rywalem bardziej medialnym niż rzeczywistym‚ bo w Polsce nikt nie brał tej kandydatury poważnie.
Vogts od dwóch lat pozostawał bez pracy. Wszyscy pamiętali jego dokonania z reprezentacją Szkocji – na 30 spotkań wygrał tylko osiem. Przegrał m.in. z Litwą i zremisował z Wyspami Owczymi w eliminacjach do Euro 2004‚ a w barażach doznał klęski z Holandią 0:6. Zatrudnieniu Vogtsa towarzyszyły wielkie nadzieje. Ówczesny szef Szkockiej Federacji Piłkarskiej David Taylor wspominał mistrzostwo i wicemistrzostwo Europy wywalczone z Niemcami. – To światowej klasy trener z imponującymi sukcesami w międzynarodowym futbolu.
Nikt nie zwrócił uwagi na to‚ że Vogts właśnie z hukiem wylatywał z posady selekcjonera Kuwejtu po pierwszej w historii porażce z Omanem. Prezydent federacji szejk Fahad podobno zanim zwolnił Niemca, przez kilkadziesiąt minut wylewał żale. Vogts nie poradził sobie też w Nigerii‚ z którą odpadł w ćwierćfinale Pucharu Narodów Afryki. Obecnie pracuje z piłkarzami Azerbejdżanu. Na początek na swój sposób podniósł ich na duchu. – Techniczne i fizyczne przygotowanie zawodników jest słabe. Poziom rywalizacji azerskiej czołówki przypomina rozgrywki czwartej ligi niemieckiej – stwierdził. Jeśli ktoś liczył na sukcesy pod jego wodzą‚ niech szybko o nich zapomni. – Na tym poziomie gry jest to niemożliwe – powiedział miejscowym dziennikarzom.