Uśmiech, którym Jose Mourinho powitał Old Trafford, zgasł tuż po rozpoczęciu meczu, i już nie wrócił. Nie było w tym spotkaniu wielu momentów, w których Inter był lepszy od Manchesteru United. Może przez ostatni kwadrans przed przerwą, ale i to głównie dzięki roztargnieniu rywali, podających kilka razy piłkę tam, gdzie nie było żadnego piłkarza United. Inter walczył przez godzinę, po drugiej bramce dla gospodarzy właściwie się poddał. Zrobił niewiele jak na zespół, który przez ostatnie lata wydawał dziesiątki milionów euro tylko po to, by podbić Ligę Mistrzów, bo w Serie A mógłby wygrywać dalej bez wzmocnień.
[srodtytul]Wspólne męki[/srodtytul]
I to mu pozostaje do końca sezonu. Obroni mistrzostwo, Zlatan Ibrahimović strzeli kilka bramek, a Jose Mourinho będzie dalej wytykał Włochom, co jest nie tak z ich calcio. Po meczu narzekał przede wszystkim na brak szczęścia, choć przyznał, że Manchester, skoro strzelił dwa gole, awansował zasłużenie.
To tym bardziej deprymujące dla Mourinho, że do wyeliminowania go z Ligi Mistrzów nie trzeba było porywającej gry. Manchester popełniał błędy, ale rzadziej niż Inter. Cristiano Ronaldo tym razem nie zachwycał, ale strzelił gola. Zlatan Ibrahimović tego nie potrafił.
Szwed miał jedną okazję do pokonania Edwina van der Sara: w pierwszej połowie po dośrodkowaniu Maicona i błędzie obrony mistrzów Anglii uderzył głową z sześciu metrów, ale piłka odbiła się od poprzeczki. W drugiej połowie najbliżej gola był rezerwowy Adriano: wbiegł na boisko, chwilę później dostał podanie od Estebana Cambiasso, ale strzelił w słupek. To była 59. minuta, Manchester prowadził już 2:0, a Inter zmarnował ostatnią okazję powrotu do gry.