Od kilku tygodni najważniejszym przedmiotem w szatni Valencii jest telefon Carlosa Marcheny. Kapitan drużyny, jeden z hiszpańskich mistrzów Europy z 2008 roku, co jakiś czas dzwoni do szefów i pyta w imieniu wszystkich kolegów: „Kiedy będą przelewy?” Odpowiedzi są zawsze podobne: przepraszamy, znów jest opóźnienie, może uda się w przyszłym tygodniu, itp. I tak aż do następnego telefonu. I następnej porażki, bo nieopłacani piłkarze przegrywają w lidze mecz za meczem.
Problemy z wypłatami zaczęły się w grudniu, dziś Valencia Club de Futbol jest winna swoim pracownikom już ponad 15 milionów euro. Na taką samą kwotę czekają firmy budujące w dzielnicy Benicalap stadion dla klubu. Niedawno wstrzymały prace do odwołania. To jeszcze gorsza informacja niż przegrane piłkarzy, bo nowy stadion miał być dla Valencii drogą do lepszego życia. Klub chciał sprzedać tereny pod starym obiektem, leżącym blisko centrum, i za część pieniędzy ze sprzedaży wybudować większy – czyli zapewniający wyższe wpływy z biletów – na obrzeżach Walencji, a resztę odłożyć na utrzymanie i spłatę długów.
Plan był świetny, godny barona Münchhausena wyciągającego się za włosy z bagna. Tylko rzeczywistość nie chciała się dostosować. Valencia wpadła w pułapkę. Ziemi pod stadionem Mestalla nie udało się sprzedać i teraz nie ma skąd wziąć pieniędzy na dokończenie prac w Benicalap. Do tego dopytująca się o pensje drużyna jest coraz niżej w tabeli i awans do Ligi Mistrzów jej ucieka, a z nim szansa na zarobienie co najmniej kilkunastu milionów euro.
Wierzyciele klubu uznali w tej sytuacji, że nie mogą dłużej czekać. Od tygodnia prezes Vicente Soriano jest tylko figurantem. Może dalej udawać szefa i zajmować swoje miejsce w loży honorowej na Mestalla, ale prawdziwa władza należy do Javiera Gomeza. To człowiek namaszczony przez zarząd banku Bancaja, od którego Valencia pożyczyła najwięcej, bo ponad 200 milionów z sięgającego 450 mln euro długu i jest teraz pierwszym hiszpańskim klubem, w którym władzę przejęli bankierzy. Wiedzieli, że muszą to zrobić, w przeciwnym razie stracą pieniądze. Soriano mówił im prawdę tylko wtedy, gdy się pomylił, nie wierzyli mu też piłkarze ani kibice.
Javier Gomez przygotowuje już razem z Bancają plan ratunkowy. Oprócz cięcia wydatków sposobem na uniknięcie bankructwa będzie „sprzedaż aktywów”. Tak to ujęto w planie, żeby nie rozjuszyć kibiców. Te aktywa nazywają się David Villa, David Silva, Raul Albiol – najlepsi piłkarze Valencii, tak jak Marchena aktualni mistrzowie Europy.