Miał być to temat numer jeden, który sprawiał, że nudnym posiedzeniem interesowali się wszyscy. Działacze PZPN marzą o zwolnieniu Leo Beenhakkera od dawna, ale chłodny umysł zachował prezes Grzegorz Lato, który jeszcze zanim 16 gniewnych ludzi zjechało się do Kielc powiedział, że dyskusji o dymisji selekcjonera nie będzie.

Najbardziej gniewni z gniewnych nie chcieli odpuścić. Były pomysły dodania punktu o zwolnieniu Beenhakkera do obrad, niektórzy zdecydowanie - ale po cichu - domagali się tego. Sama dyskusja o zwolnieniu trenera w przeddzień meczu zostałaby jednak fatalnie odebrana przez piłkarzy. - To nie czas i miejsce na tego typu dyskusje - mówił wiceprezes do spraw szkolenia Antoni Piechniczek. Żaden z działaczy wchodząc do „Tęczowego Młyna”, hotelu gdzie odbywały się obrady, nie chciał nawet komentować zamieszania wokół selekcjonera. - Nie rozumiem po co wy tutaj wszyscy jesteście. Nazwisko Beenhakker nie padło ani razu podczas obrad. Reprezentacja przygotowuje się przecież do ważnego meczu w kwalifikacjach - mówił do dziennikarzy Andrzej Strejlau, wciąż tymczasowy rzecznik prasowy PZPN.

Tymczasowa wydaje się także cisza wokół Beenhakkera. Krytyka selekcjonera to hobby niektórych członków zarządu, niektórzy z nich mówili, że sprawa została tylko odłożona na lepsze czasy. Wyboru nowego selekcjonera nie dokonuje się przecież z dnia na dzień. Wydaje się jednak, że wszystkich najbardziej sparaliżował strach przed odszkodowaniem. Na ręce PZPN patrzy też minister sportu Mirosław Drzewiecki, który z prezesem Lato dogaduje się tak dobrze, że nie myśli o wprowadzeniu do związku kuratora. Na razie.

Większa część kontraktu Beenhakkera pochodzi od browaru „Tyskie”. Co miesiąc pieniądze przelewane są najpierw na konto PZPN, skąd idą na konto trenera. Jeśli związek podjąłby decyzję o zwolnieniu Holendra, resztę jego wynagrodzenia musiałby zapłacić sam, łącznie z ewentualnym odszkodowaniem, którego Beenhakker może się domagać w przypadku awansu, bo przecież nie zostawiał drużyny w beznadziejnej sytuacji. Marzenia o polubownym rozwiązaniu umowy pozostaną w sferze marzeń. Trener chce dalej pracować z reprezentacją. Sytuację mógłby zmienić brak trzech punktów w meczu z San Marino, ale w to nie wierzą nawet ci, którzy reprezentacji życzą jak najgorzej.

Zanim drużyna rozpoczęła wieczorny trening na stadionie w Kielcach, z „Tęczowego Młyna” doszła tylko jedna wiadomość. Udało się uchwalić budżet związku, czyli zrealizować główny w założeniach punkt programu. W 74 milionach złotych pensja dla Beenhakkera do końca obowiązującego kontraktu nie przekracza dwóch procent. Budżet nie przewiduje premii od FIFA (7 milionów euro) za awans do finałów mistrzostw świata.