Reklama
Rozwiń

Gra w skojarzenia

Porto w tej LM miało w ogóle nie być. Villarreal nigdy nie zdobył żadnego trofeum. Ale dziś w meczach z Manchesterem i Arsenalem wcale nie są bez szans

Publikacja: 07.04.2009 01:39

Manchester United chce tego, co nie udało się w LM jeszcze nikomu: obrony tytułu

Manchester United chce tego, co nie udało się w LM jeszcze nikomu: obrony tytułu

Foto: PAP/EPA

Już to kiedyś widzieliśmy, nawet całkiem niedawno. Dramat Manchesteru wyeliminowanego w 1/8 finału przez Porto wiosną 2004 roku. Męki Arsenalu z Villarreal w półfinale w 2006 r. Emocje meczów Chelsea z Liverpoolem już piąty sezon z rzędu. Z czterech obecnych par ćwierćfinałowych tylko spotkania Barcelony z Bayernem nie wywołują żadnych mocnych skojarzeń z przeszłości, choć i te drużyny już ze sobą w LM grały.

Dziś Manchester kontra Porto, czyli jedyne w 1/4 finału spotkanie mistrzów swoich krajów, i Villarreal kontra Arsenal – starcie jedynych drużyn w stawce, które jeszcze LM nie wygrały.

Villarreal nie był w finale żadnego europejskiego pucharu, nigdy nie wygrał żadnych rozgrywek poza hiszpańską trzecią ligą, a i to blisko 40 lat temu. Jego największy sukces to wicemistrzostwo Hiszpanii w ostatnim sezonie i ten pamiętny półfinał z Arsenalem sprzed trzech lat, gdy debiutant w LM był o krok od dogrywki, ale jego ówczesny przywódca Juan Roman Riquelme strzelił z karnego w bramkarza w ostatnich minutach.

Arsenal, 13-krotny mistrz Anglii, jest przy Villarreal drużyną z innej bajki, ale nie tak znowu odległej, jak się wydaje. Niewykluczone, że Arsene Wenger, trener, który wprowadził myśl i nowoczesność do ligi angielskiej, zbudował drużynę potrafiącą zdobyć krajowy tytuł bez choćby jednej porażki w sezonie, odchodząc z Arsenalu, nie zostawi po sobie żadnego europejskiego pucharu.

[wyimek]Wenger tytuły z Arsenalem zdobywał tylko w Anglii. W Europie nie potrafił[/wyimek]

Villarreal to najbardziej niedoceniany ćwierćfinalista. Tak jak Arsenal kocha piękną grę rozpisaną na wiele podań. Jest najczęściej faulowaną drużyną w Hiszpanii. Jego trener Manuel Pellegrini bywa nazywany latynoskim Wengerem. Też siwowłosy, zawsze elegancki, trochę wyniosły. Chilijczyk z dyplomem inżyniera i zacięciem do wychowywania piłkarzy, najdłużej pracujący w jednym klubie trener z Primera Division. A właściwie bardziej menedżer w brytyjskim stylu niż trener. Tak mówi Robert Pires, który niedługo po półfinale z 2006 roku zamienił Arsenal na Villarreal.

Villarreal, który jeszcze dziesięć lat temu nie wiedział, jak smakuje hiszpańska ekstraklasa, w ostatnich latach pod ręką Pellegriniego zajmował w niej kolejno trzecie, siódme, piąte i drugie miejsce. Na swoim stadionie w europejskich pucharach przegrał tylko jedno spotkanie, a w LM żadnego. W ostatnim sezonie wyprzedził w tabeli Barcelonę.

W tej LM jest jedyną drużyną, która grała z Manchesterem i nie straciła bramki. Ma w składzie aż trzech hiszpańskich mistrzów Europy: Santiego Cazorlę, Joana Capdevilę i Marcosa Sennę. Reprezentacji Włoch daje Giuseppe Rossiego, Turcji Nihata, Urugwajowi Sebastiana Vierę, Diego Godina i Sebastiana Egurena. Co jeszcze Villarreal musi zrobić, żeby być docenianym?

Problem tego zespołu polega na tym, że ćwierćfinały wypadły w najgorszym dla niego momencie sezonu, a dla Arsenalu w najlepszym. Gdy Wenger wita w szatni kolejnych piłkarzy wracających po długo leczonych kontuzjach – jak Cesc Fabregas i Emmanuel Adebayor, bohaterowie ostatniego meczu ligowego z Manchesterem City – Pellegrini nie nadąża zapełniać kolejnych dziur w składzie.

Trzy dni przed meczem z Arsenalem stracił piłkarza, którego zastąpić się nie da – Santiago Cazorlę, najlepszego obok Senny (właśnie wyleczył kontuzję) w drużynie, pomocnika, który dla Villarreal jest tym, kim Leo Messi dla Barcelony. Cazorla złamał w przegranym 0:3 meczu z Almerią prawą nogę i nie zagra już w tym sezonie. Gdyby nie jego kontuzja, Arsenal wcale nie byłby faworytem tego dwumeczu.

Druga para, która dziś zaczyna rywalizację o finał, też ma ze sobą trochę wspólnego. – Jesteśmy najbardziej portugalskim klubem w Premiership – mówi trener Alex Ferguson, wspominając transfery, które robił w ostatnich latach, i Carlosa Queiroza, do niedawna swojego asystenta, dziś prowadzącego reprezentację Portugalii. Wprawdzie kupując piłkarzy z portugalskiej ligi, Ferguson patrzy przede wszystkim w stronę Lizbony i szkółki Sportingu (Cristiano Ronaldo, Nani), ale Brazylijczyka Andersona sprowadził właśnie z Porto. I na takim skojarzeniu z tym klubem wolałby poprzestać, ale wiadomo, że nie ma na to szans. Pięć lat temu na Old Trafford idące po Puchar Europy Porto wyeliminowało Manchester dzięki bramce Costinhy w ostatnich minutach.

Jose Mourinho biegł w szale radości przez boisko, Fergusona wielu uznało za trenera skończonego, a Porto przyjęło się od tamtego czasu uważać za drużynę niewygodną dla angielskich rywali, choć statystyki mówią co innego (z 12 meczów w Anglii zremisowała tylko ten z 2004 roku, resztę przegrała).

Ferguson wrócił w wielkim stylu, ma dziś drużynę, która może jako pierwsza obronić tytuł w LM, niepokonaną od 21 meczów w Europie. Porto od tamtego czasu już nie potrafiło podbić Europy. W tej LM miało w ogóle nie grać, ale planowana kara za udział w portugalskiej aferze korupcyjnej jakoś się rozmyła. Mistrz Portugali ostatecznie wystartował w wyścigu do Pucharu Europy, pierwszy raz od 2004 roku jest w ćwierćfinale. I wierzy w siłę dobrych skojarzeń.

[ramka][b]Ćwierćfinały [/b]

Dziś grają (mecze o 20.45, skróty o 23.30 w TVP 2): • Manchester United – FC Porto (transmisja nSport) • Villarreal – Arsenal (kanał 59 n). Jutro grają: • FC Barcelona – Bayern Monachium (TVP 2, nSport) • Liverpool – Chelsea (kanał 59n). Skróty o 22.45 w TVP 2.[/ramka]

Już to kiedyś widzieliśmy, nawet całkiem niedawno. Dramat Manchesteru wyeliminowanego w 1/8 finału przez Porto wiosną 2004 roku. Męki Arsenalu z Villarreal w półfinale w 2006 r. Emocje meczów Chelsea z Liverpoolem już piąty sezon z rzędu. Z czterech obecnych par ćwierćfinałowych tylko spotkania Barcelony z Bayernem nie wywołują żadnych mocnych skojarzeń z przeszłości, choć i te drużyny już ze sobą w LM grały.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Piłka nożna
Cezary Kulesza nadal prezesem PZPN. Mądry król i źli dworzanie
Piłka nożna
Cezary Kulesza będzie dalej rządził polską piłką, ale traci zaufanych ludzi. Selekcjoner do połowy lipca
Piłka nożna
Cezary Kulesza pozostanie prezesem PZPN. Delegaci wybrali jedynego kandydata
Piłka nożna
Prywatny odrzutowiec i kilkunastoosobowa służba. Jak Cristiano Ronaldo stał się multimiliarderem
Piłka nożna
Futsalowy węzeł gordyjski. UEFA rozcina go Słowenią