Alex Ferguson podobno poważnie się zastanawiał, czy w ogóle jechać z drużyną na stadion Arsenalu, tak przynajmniej piszą niektóre angielskie dzienniki. Kilka godzin wcześniej trener dowiedział się, że dwoje jego wnuków i ich matka zderzyli się czołowo z innym samochodem w hrabstwie Cheshire. Dziesięcioletni Charlie trafił po operacji na odział intensywnej terapii, w złym stanie była też Nadine Ferguson, która od jakiegoś czasu jest w separacji z Darrenem, jednym z trzech synów menedżera United.
Ferguson chciał w pierwszej chwili lecieć z Londynu do Cheshire by być przy nich w szpitalu. Dopiero gdy usłyszał, że obrażenia nie zagrażają życiu, uspokoił się na tyle, by zostać z piłkarzami. Został i przeżył na Emirates jeden z najpiękniejszych wieczorów w karierze, a podczas meczu ani przez chwilę nie pokazał, że jest myślami gdzie indziej. Przeciwnie: świętował kolejne bramki dla United jak kibic, a nie trener. Nawet tę na 3:0 w drugiej połowie, która dla losów półfinału nie miała absolutnie żadnego znaczenia.
Zerwał się po niej sprintem z ławki, śmiejąc się i krzycząc. Ale po meczu był łaskawym zwycięzcą, o pokonanym Arsenalu i jego załamanym trenerze Arsenie Wengerze mówił z wielkim szacunkiem.
Dziennikarze, ale i niektórzy piłkarze Manchesteru, pozwolili sobie na więcej. "Times" napisał o starciu mężczyzn i chłopców, obrońca Patrice Evra był dosadniejszy. "Jedenastu mężczyzn grało przeciw jedenastu dzieciakom. Na każdej pozycji byliśmy lepsi. Ciągle słyszymy, że Arsenal gra pięknie, ale w futbolu chodzi przecież o zdobywanie trofeów. My je zdobywamy. I też jesteśmy piękni" - mówił Francuz. Najostrzejszy dla piłkarzy Wengera był "Mirror".
"Manchester ścinał kwiaty Arsenalu jeden po drugim. Bambi Wengera, skaczący na roztrzęsionych nogach, byli bezbronną, łatwą zdobyczą dla ścigających ich bestii" "Guardian" napisał, że Manchester znalazł na Emirates skrót z Londynu do Rzymu. Po 11 minutach rewanżu był już na miejscu. Zapowiedziana przez angielskie bulwarówki "Bitwa o Rzym", gdzie 27 maja odbędzie się finał, skończyła się gdy tylko oddziały skrzyżowały broń. Arsenal zataczał się już po golu Park Ji Sunga - po podaniu Cristiano Ronaldo i kiksie Kierana Gibbsa - a trzy minuty później Ronaldo poprawił jeszcze z rzutu wolnego.