Galaktyczni: reaktywacja

Zamierza kupować piłkarzy z szybkością 150 mln euro na jeden miesiąc okna transferowego i błyskawicznie nadrabiać dystans do największych klubów w Europie. Florentino Perez wraca do Realu: w poniedziałek ma zostać ogłoszony prezesem

Aktualizacja: 31.05.2009 01:53 Publikacja: 31.05.2009 01:02

Pierwszy cel Pereza: ściągnięcie Christiano Ronaldo

Pierwszy cel Pereza: ściągnięcie Christiano Ronaldo

Foto: AFP

Trudno byłoby znaleźć lepszy moment dla kogoś takiego jak Perez. Real krwawi, a Barcelona kwitnie. Ona jest mistrzem Hiszpanii i królową Europy, a on w kraju stracił tytuł i do tego piąty raz z rzędu odpadł z Ligi Mistrzów w 1/8 finału. Kibice są sfrustrowani, piłkarze zamiast grać, myślą tylko o tym, kto wygra wybory. Czytaj: w czyje łaski trzeba będzie się wkraść, żeby zachować pracę w Madrycie. I nagle wraca z przeszłości rycerz na białym koniu, twórca ery "Galacticos". Kiedy Perez ogłosił, że będzie kandydował, trener Juande Ramos powiedział, że nad Madryt wreszcie przyciągnie majowy, odświeżający deszcz. Ramos też musi się wkradać w łaski – na razie ma małe szanse by zachować posadę.

[srodtytul]Trzydzieści esemesów na godzinę[/srodtytul]

Wybory prezesa były zaplanowane na 14 czerwca, ale ponieważ wszyscy kontrkandydaci się wycofali, wybór Pereza można ogłosić wcześniej, prawdopodobnie nastąpi to już w poniedziałek.

Zdaniem Pereza drużynę od najlepszych w Europie dzieli teraz trzysta milionów euro i zamierza je wydać w dwa miesiące. 80 milionów weźmie z budżetu, drugie tyle ze sprzedaży kilkunastu piłkarzy, na resztę chce wziąć kredyt w banku. Realu nie stać już na prowizorkę, gwiazdy mają zarabiać na siebie zdobywając kolejne trofea. Nowy prezydent chce kupić ośmiu piłkarzy, którzy natychmiast zajęliby miejsce w pierwszym składzie, a w maju 2010 roku wygrali finał Ligi Mistrzów.

W sprawie transferów Perez odbiera podobno około trzydziestu esemesów na godzinę. Na przykład: „Widziałeś, jak grał dziś Rooney? On musi do nas trafić”. O Rooneyu prasa milczy, zwłaszcza po tym, co pokazał w finale Ligi Mistrzów, ale o tym, że nadchodzi nowa era Galacticos - aż huczy. Okienko transferowe jeszcze się nie otworzyło, a Perez nie został jeszcze prezydentem, więc nie da się potwierdzić żadnej informacji, ale "Marca" na pierwszych stronach w ostatnich tygodniach informowała, że Real dogadany jest już w sprawie transferów Kaki i Cristiano Ronaldo.

To mają być priorytety. Milan ma dostać za Kakę 60 milionów euro, Manchester za Ronaldo - 85 milionów. Ronaldo pytany po finale Ligi Mistrzów, czy zostanie w Manchesterze na następny sezon, powiedział: "Nie wiem". A to zabrzmiało jak zachęta do składania propozycji. Zwłaszcza że chwilę wcześniej Ronaldo skrytykował taktykę na finał. Czyli pośrednio skrytykował Aleksa Fergusona. Kto chce zostać na Old Trafford, takich rzeczy nie robi. Być może rzeczywiście nadciąga transferowy rekord świata.

[srodtytul]Opatrunek z Pereza[/srodtytul]

Do tej pory najdroższy był Zinedine Zidane, który w 2001 roku kosztował 65 mln dolarów (wtedy dolar był silniejszy od euro), a z Juventusu do Realu kupował go nie kto inny, tylko właśnie Perez. Zidane razem z Jorge Valdano mają stać się wykonawcami projektu Pereza, jako tandem dyrektorów sportowych. Kaka i Cristiano Ronaldo to nie wszystko. Bogaty Real chciałby wykorzystać też biedę Valencii i podkupić jej gwiazdy: Davida Villę i Davida Silvę. Transfer Xabiego Alonso z Liverpoolu wymaga podobno już tylko jednego podpisu.

Zdaniem hiszpańskich gazet, Perez już teraz osiągnął to, na co liczył. Nie schodzi z pierwszych stron sportowych gazet, jego pomysły są opatrunkiem na świeże rany Realu. Kiedy w hotelu Ritz ogłaszał, że będzie kandydował w najbliższych wyborach, sala pękała w szwach. Powiedział tylko, że chce stworzyć najlepszą drużynę w XXI wieku, czym od razu kupił sobie głosy wyborców, a przemówienie zakończyło się owacją na stojąco. Klaskali też dziennikarze.

Perezowi zawsze udaje się to, czego chce. Chciał w Realu kapitana Barcelony Luisa Figo, to go miał. Chciał Brazylijczyka Ronaldo, Michaela Owena, Robinho i Davida Beckhama – to ich kupił. Realem rządził od 2000 do 2006 roku, zlikwidował wielki dług sprzedając klubowe tereny miastu, klub wygrał Ligę Mistrzów, a kiedy Perez odchodził po trzech latach bez sukcesów rzucił tylko, że źle wychował swoich piłkarzy. Pomysł budowania drużyny w oparciu o kupowanie co roku kolejnego „Galaktycznego” miał skończyć się bezpowrotnie. Teraz wraca ze zdwojoną siłą.

[srodtytul]Zły, ale charakter[/srodtytul]

W Ritzu Perez przeprosił, że zostawił Real. Tłumaczył, że myślał, że tak będzie lepiej dla jego ukochanego klubu, ale jak bardzo się mylił świadczyła kadencja Ramona Calderona, którego nazwiska nawet nie wymienił, ale wiadomo było o kim mowa, kiedy padały słowa „hańba” i „własny interes”. Mówił, że odchodząc z Madrytu uniósł się dumą, a jest tylko jeden powód, dla którego dumę można schować do kieszeni - nazywa się Real.

Duma podrażniona została krytyką koncepcji zespołu. Kiedy Perez odchodził, szatnia była podzielona, jak nigdy wcześniej, a piłkarzom na sam dźwięk słowa galacticos zbierało się na mdłości. Konstrukcja zawaliła się pod własnym ciężarem, ale teraz nikt o tym już nie pamięta. Perez witany jest jak zbawiciel, choć Real jego czasów grał świetnie tylko na początku. Niektórzy twierdzą, że było dobrze dopóki prezydent nie zepsuł wszystkiego kolejnymi zakupami. Ci, którzy chcą jego powrotu mówią, że wtedy drużyna miała przynajmniej jakiś charakter. Zły, ale charakter.

Teraz poza zbudowaniem wielkiej drużyny, Perez - właściciel ACS (Actividades de Construcción y Servicios), największej firmy budowlanej w Hiszpanii - chce także przykryć dachem boisko na Santiago Bernabeu. Żeby najlepszy klub miał bardzo nowoczesny stadion, ale ciągle ten sam, bo „tradycji nie da się przenieść w inne miejsce”.

Ciągle nie wiadomo tylko, który trener dostanie do rąk najdroższą zabawkę na świecie. Juande Ramos, chociaż na każdym kroku podkreśla, jak wiele zrobił dla klubu przez pięć miesięcy, raczej takiej szansy nie otrzyma. Nie uda się wyrwać Jose Mourinho z Interu Mediolan, Carlo Ancelotti z Milanu odejdzie do Chelsea, a nie na Santiago Bernabeu. Propozycję od Pereza dostał Arsene Wenger, i podobno się waha. Nadchodzi bardzo gorące lato.

Trudno byłoby znaleźć lepszy moment dla kogoś takiego jak Perez. Real krwawi, a Barcelona kwitnie. Ona jest mistrzem Hiszpanii i królową Europy, a on w kraju stracił tytuł i do tego piąty raz z rzędu odpadł z Ligi Mistrzów w 1/8 finału. Kibice są sfrustrowani, piłkarze zamiast grać, myślą tylko o tym, kto wygra wybory. Czytaj: w czyje łaski trzeba będzie się wkraść, żeby zachować pracę w Madrycie. I nagle wraca z przeszłości rycerz na białym koniu, twórca ery "Galacticos". Kiedy Perez ogłosił, że będzie kandydował, trener Juande Ramos powiedział, że nad Madryt wreszcie przyciągnie majowy, odświeżający deszcz. Ramos też musi się wkradać w łaski – na razie ma małe szanse by zachować posadę.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Piłka nożna
Czas na półfinały Ligi Mistrzów. Arsenal robi wyjątkowe rzeczy
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Piłka nożna
Barcelona z Pucharem Króla. Real jej niestraszny
Piłka nożna
Liverpool mistrzem Anglii, rekord Manchesteru United wyrównany
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Piłka nożna
Puchar Króla jedzie do Barcelony. Realowi uciekło kolejne trofeum