14 lub 15 lipca na boisku w Sosnowcu, meczem z estońską Levadią (rewanż tydzień później w Tallinie), Wisła ruszy do kolejnego ataku na Ligę Mistrzów. Już szóstego, od kiedy właścicielem klubu jest Bogusław Cupiał, ale innego od poprzednich.
Stare czasy zamknęła symboliczna klamra: FC Barcelona. Z nią Wisła grała latem 2001 roku, gdy pukała do LM pierwszy raz, i od niej się odbiła rok temu, gdy rozgrywano ostatnie eliminacje według starych reguł.
[srodtytul]Mistrz tylko z mistrzami[/srodtytul]
W międzyczasie były jeszcze boje z Realem Madryt, Anderlechtem Bruksela i Panathinaikosem Ateny. Wszystkie przegrane, za każdym razem z drużyną, która w swojej lidze nie była mistrzem, ale drugą, trzecią, a nawet czwartą siłą.
To się w nowym systemie eliminacji nie zdarzy. Jego podstawowa zasada brzmi: nie mieszamy mistrzów z drużynami z drugich czy trzecich miejsc w silnych ligach. One będą miały swoje eliminacje rozgrywane równolegle. Mistrz Polski ma grać o LM tylko z mistrzami, i tylko tych krajów, które w rankingu UEFA są na miejscu od 13. w dół (lub od 14., jeśli obrońca tytułu w LM będzie jednocześnie, jak w tym roku Barcelona, mistrzem kraju). Co to oznacza w praktyce? Olympiakos Pireus, który w starym systemie byłby jednym ze słabszych rywali wśród możliwych do wylosowania przez mistrza Polski, w tegorocznych eliminacjach jest najsilniejszym.