Zespół z Poznania zapracował na awans w pierwszym meczu z Fredrikstad, wygrywając w Norwegii 6:1. Rewanż we Wronkach, przy rekordowej w tym mieście frekwencji 6 tysięcy widzów, piłkarze potraktowali jak mało znaczący trening. Norwegowie wbrew pozorom nie są aż tak słabi, żeby tego nie wykorzystać. Do przerwy strzelili dwie bramki w ciągu czterech minut. Poznaniacy wzięli się do pracy dopiero w drugiej połowie, ale gola zdołał strzelić tylko Robert Lewandowski.
– Lecimy jutro na losowanie do Szwajcarii, ale nie wiem jeszcze, czy Lech będzie rozstawiony – powiedział „Rz“ dyrektor sportowy tego klubu Marek Pogorzelczyk. – To zależy od tego, jakie drużyny awansowały do czwartej rundy. Z pobieżnych rachunków wynika, że zabraknie nam chyba 4 pkt. Jeśli tak będzie rzeczywiście, to następny nasz przeciwnik może być bardzo silny. Przekonamy się o tym w piątek.
Polonia po porażce w Warszawie z Bredą 0:1 musiałaby w rewanżu pokonać Holendrów różnicą dwóch bramek, a to zadanie ponad siły. Po przegranej w lidze z Koroną 0:4 i spekulacjach na temat zmiany trenera nastroje na Konwiktorskiej odpowiadają kolorowi koszulek piłkarzy.
Polonia nie miała w Bredzie żadnych szans na zwycięstwo. Wprawdzie jedną bramkę strzelił Filip Ivanovski, trafił też piłką w słupek i poprzeczkę, ale gospodarze strzelali celniej – trzy razy do siatki. I prawdopodobnie od dziś trenerem Polonii będzie Franciszek Smuda.
O pechu może mówić Legia. Po remisie w Brondby 1:1 wystarczyło jej utrzymać bezbramkowy remis w Warszawie. Jan Urban postawił więc na najbardziej rutynowanych zawodników i może wszystko poszłoby po ich myśli, gdyby nie pomyłki zaraz na początku meczu. Najpierw bramkarz Jan Mucha naprawił błędy kolegów z obrony i wybił piłkę na róg. Ale po tym rogu kapitan Brondby Max von Schlebrügge wyprzedził legionistów i głową zdobył prowadzenie.