Kadrę oddam w dobre ręce

W ostatnich dwudziestu latach selekcjonerów piłkarskiej reprezentacji Polski wybierali już prezesi PZPN, politycy, sponsorzy, a nawet kibice w konkursie audiotele. Właśnie zaczyna się szukanie tego najważniejszego – na Euro organizowane za trzy lata w Polsce i na Ukrainie

Aktualizacja: 25.09.2009 02:30 Publikacja: 24.09.2009 20:54

Zbigniew Boniek przy makieci swojej monety z cyklu "Królowie futbolu"

Zbigniew Boniek przy makieci swojej monety z cyklu "Królowie futbolu"

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Na początku czerwca 1989 r. odbyły się w Polsce pierwsze wolne wybory, a 26 czerwca na nowego selekcjonera reprezentacji Polski wybrano Andrzeja Strejlaua. Okazał się jedynym, który przez ostatnie dwie dekady wytrzymał na gorącym krześle ponad cztery lata.

Przy zmianach, jakie zachodziły w kraju, moment wybrania nowego trenera można było przegapić. Jego kandydaturę zdążyły jeszcze zaakceptować stare władze, prezes PZPN Jerzy Domański przesłuchiwał kandydatów w redakcji "Sztandaru Młodych", gdzie był redaktorem naczelnym. Strejlau okazał się lepszy w głosowaniu zarządu (6: 5) od Leszka Jezierskiego, który podobno był tak pewny zwycięstwa, że nawet przyjmował gratulacje. Wcześniej rozpatrywano także kandydatury Huberta Kostki, Ryszarda Kuleszy i Włodzimierza Lubańskiego.

Era Strejlaua kojarzy się jednak kibicom z drużyną, która nie potrafiła awansować do żadnej wielkiej imprezy, a stanowisko selekcjonera wydawało się tak parszywe, że Lesław Ćmikiewicz, któremu PZPN, jako swojemu pracownikowi, nakazał dokończenie eliminacji mistrzostw świata w 1994 roku – dwukrotnie prosił o przyjęcie rezygnacji, mimo że prowadził drużynę tylko w trzech meczach. Wszystkie przegrał.

[srodtytul]Spotkanie w szpitalu[/srodtytul]

Janusz Wójcik był najbardziej wyczekiwanym przez kibiców selekcjonerem ostatnich lat. Od 1992 roku, kiedy zdobył z drużyną srebrny medal na igrzyskach w Barcelonie, jego nazwisko wymieniano po każdym nieudanym meczu reprezentacji, czekano na niego jak na zbawcę. Nie wygrał jednak wyborów po odejściu Ćmikiewicza.

Tak skomplikowanej elekcji nie było jeszcze nigdy. Każdy z 17 członków Rady Trenerów PZPN przedstawił po trzech kandydatów. Grono 11 pretendentów zawężono do czterech: Henryk Apostel wygrał z Grzegorzem Latą, Władysławem Stachurskim i Januszem Wójcikiem, przegrał jednak eliminacje do Euro '96 i nikt nie chciał dać mu kolejnej szansy. Zastąpił go Stachurski, już bez żadnego głosowania, ale na mocy decyzji prezesa PZPN Mariana Dziurowicza. Wytrzymał cztery mecze towarzyskie, żadnego nie wygrał i zrezygnował. Dymisję Dziurowicz przyjął, a może nawet nakazał podczas spotkania w szpitalu, gdzie dochodził do siebie po chorobie.

Po dziesięciu latach kadrę znowu przejął Antoni Piechniczek. Jedni tłumaczyli to chęcią przejścia do historii, jako trener, który wprowadził Polskę na mistrzostwa świata trzykrotnie, inni traktowali jako akt poświęcenia dla PZPN, bo wiadomo było, że z takimi piłkarzami o awans na mundial we Francji będzie trudno. Piechniczek zgodził się na 10 tysięcy złotych miesięcznej pensji, w eliminacjach jego drużyna pokonała tylko Mołdawię i po 13 miesiącach i kolejnej wizycie w Katowicach u Dziurowicza trener zrezygnował, przekazując reprezentację na ostatni mecz swojemu asystentowi Krzysztofowi Pawlakowi. W tym samym czasie ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich wracał Janusz Wójcik, pierwszy trener III RP, który potrafił zadbać o swój wizerunek. Wizerunek zwycięzcy.

[srodtytul] Kasa, Misiu, kasa [/srodtytul]

O tym, że poprowadzi Polskę do sukcesów na miarę Kazimierza Górskiego, mówił zaraz po igrzyskach w Barcelonie. Nie udało mu się jednak przeforsować hasła: "Zmieniamy szyld, gramy dalej", ale o pierwszej reprezentacji nie przestał marzyć nawet przez chwilę. Selekcjonerem został przy cichym poparciu prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, w "Sportowej Niedzieli" zorganizowano konkurs audiotele, w którym wyraźnie poparli go także kibice. Wójcik został selekcjonerem, bo potrafił przemówić do grupy dziennikarzy, którzy zbudowali mu zwycięską kampanię. Na trenera zatwierdziło go nadzwyczajne prezydium PZPN. Jednogłośnie, bo akurat na urlopie był Ryszard Kulesza, który kilka lat wcześniej odbierał prowadzonej przez Wójcika Legii mistrzostwo Polski za korupcję, ale i tak wiadomo było, że decyzję o jego namaszczeniu podjął prezes Marian Dziurowicz, chcąc przypodobać się kibicom i politykom.

Kontrkandydaci nie mieli siły przebicia – Jerzy Engel ostatnie lata pracował na Cyprze, Edward Lorens prowadził reprezentację młodzieżową, a Krzysztof Pawlak zrezygnował już po pisemnych odpowiedziach na pytania specjalnie powołanej komisji.

Nowy selekcjoner był pierwszym prawdziwym karierowiczem. Wiedział, że na reprezentacji można przede wszystkim dobrze zarobić, i to samo obiecał swoim piłkarzom, którzy gremialnie przyłączyli się do wielkiego grona klakierów. Pamiętali, że kiedy prowadził reprezentację olimpijską, zadbał o to, by piłkarzom nie brakowało ptasiego mleka. Do nowego prezesa PZPN Michała Listkiewicza Wójcik mówił: "Kasa, Misiu, kasa", walcząc o hojne wynagrodzenie za kiepskie wyniki. Przegrał eliminacje do mistrzostw Europy w 2000 roku, zostawił po sobie złe wspomnienia.

Na Wembley wystawił siedmiu obrońców, do historii przeszły nie wielkie zwycięstwa, ale prostackie odprawy i wypełniony wódką bidon, z którego podczas meczu skorzystał jeden z piłkarzy, nie wiedząc, że należy do trenera. Odwołano go, tak jak mianowano – jednogłośnie.

[srodtytul]Era marketingu [/srodtytul]

Jerzego Engela wymyślił Listkiewicz do spółki z wiceprezesem Zbigniewem Bońkiem. Faworytem kibiców, podobnie jak obecnie, był Franciszek Smuda, który wówczas w umowie z Legią Warszawa – w przeciwieństwie do aktualnej umowy z Zagłębiem Lubin – nie zastrzegł sobie możliwości odejścia do reprezentacji Polski. Legia nie chciała go tak łatwo puścić, a trzeciego z kandydatów – Henryka Kasperczaka, w PZPN nie traktowano jeszcze poważnie, bo na zbyt długi czas zniknął za granicą. Engel nie miał wielkich sukcesów, w 1986 roku zdobył wicemistrzostwo Polski z Legią, przez trzy lata pracował z klubami na Cyprze, a później dyrektorował w Legii i Polonii Warszawa, skąd puszczono go bez większych problemów. Smuda przymierzał już buty selekcjonera, ale nagle Listkiewicz zdecydował się postawić na jego konkurenta.

Za Engela nastał czas gładkich wypowiedzi, zawsze z uśmiechem na twarzy. Trener budował drużynę i swój wizerunek "dobrego ojca", także dla Emmanuela Olisadebe, pierwszego czarnoskórego reprezentanta Polski. Był otwarty na świat i na pieniądze, które zarabiał na reklamach dla siebie i PZPN. Za jego czasów reprezentacja Polski po raz pierwszy miała logo sponsora na koszulkach treningowych – załatwionej przez Bońka i ostatecznie niewypłacalnej firmy Berlo – Pomorskiego Towarzystwa Leasingowego.

Pieniądze te zjadły i drużynę, i trenera. Wielką kłótnię wywołały szklanki reklamowe Coca-Coli, na których zarobił PZPN, a nie sami zawodnicy. Engel sprzedał twarz McDonald, gdzie "wpadał po meczu". Był pierwszym selekcjonerem potrafiącym spieniężyć swoją popularność. Ale po nieudanych mistrzostwach świata w Korei (2002) nie dostał już drugiej szansy, co niektórzy uważają za wielki błąd Listkiewicza.

[srodtytul] To nie Miss Polonia [/srodtytul]

W 2002 roku reprezentację przejął Zbigniew Boniek i do dziś za bardzo nie wiadomo, dlaczego się na to zgodził. Na konferencji w hotelu Victoria powiedział, że zaczął doskwierać mu brak stresów. Paradoksalnie to podobno Boniek najbardziej bronił Engela, gdy Listkiewicz zamierzał go zwolnić. Kadencja Bońka trwała pięć meczów, jeden z najlepszych piłkarzy w historii polskiego futbolu stał się jednym z najgorszych selekcjonerów. Z prowadzenia kadry zrezygnował podobno esemesem przysłanym z Malediwów. Obejmując reprezentację, musiał zrezygnować ze stanowiska wiceprezesa - członka zarządu PZPN. Według teorii spiskowych był to główny powód nominacji , bo Listkiewicz miał się czuć zagrożony.

Pod koniec 2002 roku prezes PZPN znowu musiał wybierać. – To nie jest konkurs Miss Polonia, cały świat śmiałby się z nas, gdybyśmy organizowali jakieś plebiscyty. Być selekcjonerem, także z uwagi na intratną propozycję finansową, to lepiej, niż być posłem, ministrem czy prezesem naszego związku – powiedział Listkiewicz w jednym z wywiadów. Boniek przyznał się, że zarabiał miesięcznie 30 tysięcy złotych brutto, mniej niż Wójcik i Engel. Ten drugi znowu pojawił się w gronie kandydatów do przejęcia steru. Walczył ze Stefanem Majewskim, który miał kontynuować myśl Bońka, ale ponieważ ta nie była zbyt widoczna, szansę dostał Paweł Janas.

[srodtytul]Kandydatura strachu [/srodtytul]

W 2002 roku Telekomunikacja Polska, przejmując tytuł sponsora tytularnego, wpłaciła do kasy związku 2,5 miliona euro, Puma ubierała piłkarzy od 2001 roku, ale żadna z tych firm nie miała jeszcze wpływu na wybór nowego trenera. Listkiewicz przyznał, że Janas, który przez ostatnie dwa lata nie pracował w zawodzie i miał za sobą walkę z nowotworem, to człowiek, który wzbudził największe zaufanie PZPN. Teoria, że prezes postawił właśnie na niego, bo bał się popularności Engela, też miała swoich zwolenników.

Janas nie zdołał naprawić tego, co w eliminacjach Euro 2004 zepsuł Boniek, ale po bardzo dobrych eliminacjach udało mu się zapewnić Polakom udział w mistrzostwach świata w Niemczech (2006). Tak jak za Engela dobrą atmosferę w drużynie zepsuły nominacje na turniej. Engel nie wziął Tomasza Iwana, Janas – Jerzego Dudka, Tomasza Kłosa i Tomasza Frankowskiego. – To oczywiste, że na decyzji trenera zaważyły pozasportowe kwestie – powie kilka lat później Frankowski. Ludzie odpowiedzialni za sprzedaż praw marketingowych obecnej reprezentacji mówią, że na zdradzenie szczegółów powołań Janasa jest jeszcze za wcześnie. Dudek przed mundialem reklamował Telekomunikację, głównego sponsora kadry, Kłos – etopirynę. Mundial zakończył się na fazie grupowej i chociaż trener nie chciał podać się do dymisji, Listkiewicz go zwolnił przy poparciu mediów. Na turnieju Janas wysyłał na konferencje prasowe nawet kucharza, byleby nie odpowiadać na pytania dziennikarzy.

[srodtytul]Dla pieniędzy[/srodtytul]

Kilka tygodni temu Listkiewicz przyznał, że przy zwalnianiu Janasa – w apogeum antykorupcyjnej wojny między PZPN i Ministerstwem Sportu – uległ naciskom ówczesnego ministra sportu Tomasza Lipca. – Otwartym tekstem powiedział mi, że jeżeli chcemy spokoju, to trzeba zmienić trenera, bo media, bo opinia publiczna... Trzeba było się przeciwstawić. Wtedy zabrakło mi odwagi. Ale i tak miałem szczęście z mianowaniem trenerów, choć nie jestem fachowcem od szkolenia. Jerzy Engel, Paweł Janas i Leo Beenhakker wywalczyli awans na wielkie turnieje – powtarzał w rozmowach z dziennikarzami Listkiewicz.

Pierwsze spotkanie z Beenhakkerem odbyło się w hotelu w Hamburgu. Przyjechał tam nie tylko Listkiewicz, ale także przedstawiciel SportFive – pośrednika w handlu prawami marketingowymi reprezentacji. Firma ta zaczęła mieć bardzo duży wpływ na PZPN. Część rekordowego jak na polskie warunki kontraktu selekcjonera, wynoszącego ponad 700 tysięcy euro rocznie, wzięła na siebie Kompania Piwowarska produkująca piwo Tyskie. – Chcemy, by tak jak nasze piwo jest cenione za granicą, tak i nasza reprezentacja stała się dobrem eksportowym, dlatego pomogliśmy PZPN w zatrudnieniu tak znanego szkoleniowca – mówił wiceprezes Kompanii Bogusław Biszof.

Przy przedłużaniu umowy z Beenhakkerem, jeszcze przed mistrzostwami Europy, na które jeszcze nie wywalczył awansu, trener dostał kolejną podwyżkę. Był pupilkiem władz, cieszył się uznaniem prezydenta i premiera. Nicolas von Doetinchem, wówczas dyrektor generalny SportFive, przy przedłużaniu kontaktu stwierdził, że jego firma zagwarantowała PZPN znalezienie chętnego do zainwestowania w dalszą pracę Beenhakkera w Polsce. – Nie sądzę, by nie znaleźli się ludzie, którzy zechcą być reklamowani przez kogoś takiego: jak Holender – powiedział.

Kilka tygodni później Beenhakker wystąpił w reklamie banku BZ WBK, gdzie na pytanie: "Leo, why?", odpowiedział "For money". Polska na Euro nie wyszła z grupy, eliminacje mistrzostw świata to była już tylko droga w dół.

[srodtytul]Lato tylko pozornie [/srodtytul]

Po zwolnieniu Beenhakkera deklaracja nowego prezesa PZPN Grzegorza Laty była jasna: "Teraz Polska", następny selekcjoner z zagranicy najwcześniej za 30 lat, kiedy minie kac po Holendrze. Trenerem na dwa mecze został Stefan Majewski, a Lato z Piechniczkiem i Engelem ruszą w Polskę, by przesłuchiwać kandydatów. Nazwiska są znane: znowu Smuda, znowu Janas, znowu Kasperczak, znowu Majewski.

Lato wybiera nowego selekcjonera tylko pozornie, musi się liczyć z Placzyńskim, który łatwiej sprzeda telewizjom i sponsorom reprezentację prowadzoną przez znanego na całym świecie trenera niż taką, którą obejmie ktoś, kogo największą zaletą jest zaufanie PZPN. Prezes musi się także liczyć ze sponsorem technicznym kadry – firmą Nike (przejęła obowiązek ubrania piłkarzy od Pumy), i z tym, że reprezentacja, nie awansując na mundial, już straciła około 30 milionów złotych.

Firma Nike podpisywała umowę z PZPN przede wszystkim z myślą o Euro 2012 w Polsce. Kiedy w Mariborze Grzegorz Lato odchodził od kamery TVN 24, nie słuchając kolejnego pytania, widać było, że dosiada się do stolika, przy którym jest już Krzysztof Odliwański odpowiedzialny w Nike za kontakty z reprezentacją. Rozmowy trwają.

Na początku czerwca 1989 r. odbyły się w Polsce pierwsze wolne wybory, a 26 czerwca na nowego selekcjonera reprezentacji Polski wybrano Andrzeja Strejlaua. Okazał się jedynym, który przez ostatnie dwie dekady wytrzymał na gorącym krześle ponad cztery lata.

Przy zmianach, jakie zachodziły w kraju, moment wybrania nowego trenera można było przegapić. Jego kandydaturę zdążyły jeszcze zaakceptować stare władze, prezes PZPN Jerzy Domański przesłuchiwał kandydatów w redakcji "Sztandaru Młodych", gdzie był redaktorem naczelnym. Strejlau okazał się lepszy w głosowaniu zarządu (6: 5) od Leszka Jezierskiego, który podobno był tak pewny zwycięstwa, że nawet przyjmował gratulacje. Wcześniej rozpatrywano także kandydatury Huberta Kostki, Ryszarda Kuleszy i Włodzimierza Lubańskiego.

Pozostało 94% artykułu
Piłka nożna
Chelsea znów konkurencyjna. Wygrywa i zachwyca nie tylko w Anglii
Piłka nożna
Bayern znów nie zdobędzie Pucharu Niemiec. W Monachium myślą już o przyszłości
PIŁKA NOŻNA
Niechciane dziecko Gianniego Infantino. Po co światu klubowy mundial?
Piłka nożna
Polskie piłkarki awansowały na Euro. Czy to coś zmieni?
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Piłka nożna
Wielkie pieniądze Orlenu dla PZPN
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska