Łatwiej wydać ćwierć miliarda euro na piłkarzy, niż dać spokojnie pracować ich trenerowi. W Realu przerabiają to nie od dziś, Manuel Pellegrini, przychodząc tu latem, wiedział, co go czeka.
Wiedział, że nie dostanie na budowę drużyny nawet jednej piątej czasu, który mu dano w Villarreal, bo na Santiago Bernabeu trener pracujący cały sezon był w ostatnich latach wyjątkiem. Że w Realu zwrot „tajemnica szatni” jest wewnętrznie sprzeczny, bo każdy piłkarz ma jakiegoś przyjaciela w prasie, a prasa ma codziennie kilkanaście stron do zapisania o klubie. Że czeka go codzienny slalom między oczekiwaniami zawodników, działaczy i mediów. Ale chyba mimo wszystko nie przypuszczał, że pierwszego ultimatum od zarządu i pierwszej głośnej kłótni z piłkarzem
– awantury z Gutim w przerwie meczu w Pucharze Króla – doczeka się tak szybko.
Ultimatum, którego oficjalnie nie ma, dotyczy dwóch meczów: ligowego z Getafe, który Real właśnie wygrał, i z Milanem w Lidze Mistrzów, którego dziś nie może przegrać. Po 2:3 z Milanem na własnym boisku przed dwoma tygodniami i 0:4 z trzecioligowcem Alcorcon w Pucharze Króla Realowi wystarczy już wstydu na cały sezon.
Drużyna Pellegriniego prowadzi w grupie C LM, a w lidze jest wiceliderem z ledwie punktem straty do Barcelony. Ale po serii zwycięstw na początku sezonu Real stał się nieprzewidywalny, ponad miarę uzależniony od Cristiano Ronaldo, który teraz leczy kontuzję. Brakuje piłkarza, który nadałby drużynie rytm. Kaka nie może się odnaleźć po przenosinach z San Siro na Santiago Bernabeu. Xabi Alonso rozczarowuje, a Guti został przez Pellegriniego odsunięty po wspomnianej kłótni. Nie było go w drużynie na mecz z Getafe, nie poleciał do Mediolanu.