Barcelona - Real: upór w operze

W niedzielę święty dzień europejskiej piłki. Piękno Barcelony mierzy się ze skutecznością Realu. Transmisja z Camp Nou o 19 w Canal+ Sport

Aktualizacja: 27.11.2009 19:13 Publikacja: 27.11.2009 16:35

Barcelona - Real: upór w operze

Foto: AFP

Trudno było wybrać lepszy moment na taki mecz. Na dwa dni przed ogłoszeniem wyników plebiscytu „France Football”, w którym, jeśli wierzyć przeciekom, całe podium zajmą gwiazdy obu drużyn: Leo Messi, Cristiano Ronaldo i Xavi. Na koniec tygodnia, w którym Cristiano, polisa na zwycięstwa Realu, wreszcie wrócił na boisko po długim leczeniu kontuzji. I kilka dni po tym jak Barca, rozbijając Inter w Lidze Mistrzów, przypomniała sobie i innym, kto gra najpiękniej na świecie. „Muzyka, maestro! Barcelona wróciła” – zachwycał się tamtym meczem „El Pais”. A teraz buduje napięcie przed czymś jeszcze lepszym. Lider ligi mistrzów Europy przyjeżdża do wicelidera pomścić krzywdy z poprzedniego sezonu. W tabeli dzieli ich tylko punkt.

[srodtytul]Sprzedawcy marzeń [/srodtytul]

Mecz, za który Real ma się mścić, właściwie jeszcze się nie skończył, choć minęło od niego ponad pół roku. Bez tamtego 2:6 w Madrycie, po którym pisano, że Real został unicestwiony, a Barcelona zamieniła futbol w raj, nie byłoby powrotu prezesa Florentino Pereza i transferowych rekordów świata. To całe letnie szaleństwo, ze świeckimi mszami na Santiago Bernabeu, podczas których prezentowano Kakę, Cristiano Ronaldo, Karima Benzemę, miało pomóc kibicom zapomnieć o tamtej traumie. Real musiał stworzyć sobie jakąś ideologię, bo bez niej ani zdobywane tytuły (mówimy przecież o drużynie, która była mistrzem w dwóch z trzech ostatnich sezonów), ani transfery (trudno znaleźć rok, w którym Real wydałby na piłkarzy mniej niż 100 mln euro) nie dawały radości. Perez, niedawno żegnany ze wstydem, teraz witany z nadzieją, jest mistrzem sprzedawania marzeń. Latem znów mu się udało, odciągnął uwagę od zdobywającej wszystkie możliwe tytuły Barcelony. Ale jednocześnie zaciągnął zobowiązanie, pod którym Real się ugina, nawet teraz, gdy prowadzi w Primera Division i w swojej grupie Ligi Mistrzów. Od drużyny, która wydała ćwierć miliarda euro na nowe gwiazdy i ostrzeliwała takimi liczbami świadomość kibiców przez całe lato, wymaga się, żeby fruwała nad boiskiem. A ona wygrywa, nie odrywając się od ziemi. To Barcelona częściej się odrywa, choć na wzmocnienia przed sezonem wydała kilka razy mniej.

[srodtytul]Ławka Raula [/srodtytul]

Barca nie zachwyca aż tak, jak w poprzednim sezonie, tę różnicę najlepiej widać w grze Andresa Iniesty. Ale jedno się nie zmieniło. Od kiedy trenerem jest Pep Guardiola, drużyna nie przegrała żadnego meczu, w którym miałaby nóż na gardle. Najczęściej traci punkty z przeciętnymi rywalami, którzy chcą z nią grać w rugby, a nie w futbol. Gdy przychodzi do decydującej próby, zapomina o kryzysach. Inter zaprosiła we wtorek na kolejne przedstawienie w „operze pressingu”, jak nazwano jej finał z Manchesterem w Lidze Mistrzów. W niedzielę czeka tam na Real. Być może już z Messim i Zlatanem Ibrahimoviciem w składzie, ale w piątek lekarze nie przesądzali niczego. Real przywozi wyleczonego Cristiano Ronaldo, z którym strzela średnio dwa razy więcej goli na mecz niż bez niego. I rezerwowego Raula odsuwanego na życzenie Florentino Pereza coraz dalej od drużyny. Prezes uważa, że wieloletni kapitan nie pozwala na boisku rozwinąć skrzydeł Kace i Benzemie, i trener Manuel Pellegrini zaczął tych sugestii słuchać. Mecz z Barceloną, w którym Raula nie ma w wyjściowym składzie z wyboru trenera, a nie przez kontuzję, zdarzy się pierwszy raz od 1995 roku. Czyli od sezonu, w którym Hiszpan debiutował w lidze.

[srodtytul]Więcej niż biznes [/srodtytul]

Gdzie Barca z Realem się biją, tam każdy skorzysta. W niedzielę spotkają się dwa kluby, które najmądrzej się wymyśliły na czas kryzysu. Real Pereza płaci za gwiazdy słono, ale wie, jak te pieniądze potem odzyskać. Chce zrobić piłkarskie Hollywood, a może raczej Disneyland. Barcelona ze swoją polityką sięgania po wychowanków i Unicefem na koszulce pozuje raczej na futbolowe kino niezależne. Ona nigdy nie miała do dyspozycji takich fortun jak Real. Do ich pierwszego meczu w Katalonii 13 maja 1906 roku doszło dlatego, że Barca była na granicy bankructwa i zaproszenie znanego rywala – znanego wtedy jeszcze pod nazwą Madrid FC – pozwoliło zarobić na meczu i przetrwać. Teraz, po 103 latach, Barcelona jest potężnym przedsiębiorstwem z logo Nike, ale kryzysowi gospodarczemu przygląda się z niepokojem. A Real, czyli mówiąc sloganem Barcelony „więcej niż biznes”, dostał kolejne kredyty z banków i dobrze się bawi.

[srodtytul]Trener akrobata [/srodtytul]

Po transferach zrobionych przez Pereza powstała przedziwna drużyna. Kieruje nią Pellegrini, świetny trener długodystansowiec, od którego w Madrycie wymagają, żeby został mistrzem sprintu, i jeszcze do tego robił w biegu akrobacje. Żąda się od niego, żeby był nowym Guardiolą, zapominając, że trener Barcelony szybko zaczął zachwycać, ale większość swoich piłkarzy znał od małego ze szkółki Barcelony, a przed rozpoczęciem pracy pozbył się tych, którzy ciągnęli drużynę w dół, Ronaldinho i Deco. Pellegrini ma trudniej, bo większość nowych piłkarzy wybrano za niego i wszyscy uczą się siebie nawzajem, a do tego dwóch tetryków Realu, Raul i Guti, wciąż jest w szatni. Może dlatego drużyna Pellegriniego daje na razie satysfakcję szefom i kibicom tylko wynikami (poza Pucharem Króla), stylem gry nie. Z nowych gwiazd zachwyca tylko Cristiano Ronaldo, a raczej zachwycał, jak był zdrowy. Kaka – tylko od czasu do czasu. Karim Benzema szybko błysnął po przyjściu do Madrytu i jeszcze szybciej zgasł. Wyznaczony przez Pellegriniego na reżysera Xabi Alonso często rozgląda się bezradnie w poszukiwaniu kolegów, z którymi mógłby dłużej pograć w piłkę. A najwięcej goli strzela Gonzalo Higuain, który w Madrycie jest od trzech lat i zarabia milion euro rocznie. Za taką pensję Kaka i Ronaldo nawet się nie rozgrzewają.

A jednak ta krytykowana z każdej strony drużyna od tygodnia znów jest liderem ligi. Jednego nie można jej odmówić: uporu, z jakim idzie po kolejne zwycięstwa, nawet gdy niewiele jej się na boisku układa. Real po prostu wie, że takim jak on musi się udać. I gdy Cristiano Ronaldo mówi, że w niedzielę wyjdą na Camp Nou, czując się faworytami, bo to jedyny sposób na zwycięstwo, trzeba mu wierzyć.

Piłka nożna
Manchester City znalazł zastępcę dla Rodriego. Kim jest Nico Gonzalez?
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Piłka nożna
Krzysztof Piątek w Stambule. Znów odpala pistolety
Piłka nożna
Premier League. Wielki triumf Arsenalu, Manchester City powoli ustępuje z tronu
Piłka nożna
Najpierw męki, później zabawa. Barcelona wygrała, pomógł Robert Lewandowski
Piłka nożna
Drugi reprezentant Polski w Interze. Dlaczego Nicola Zalewski chce grać z Piotrem Zielińskim?