Lech chciał wygrać na stojąco. Wszyscy mówią o rozmachu, z jakim rozprawiał się z silnymi rywalami, dlatego Lechia bez Tomasza Dawidowskiego, Piotra Wiśniewskiego i Krzysztofa Bąka miała poddać się sama bez walki.
Goście przeważali jednak niemal przez cały mecz, precyzji brakowało im tylko pod bramką Krzysztofa Kotorowskiego. Lech objął prowadzenie po rzucie karnym wykonanym przez Bartosza Bosackiego, tak że zamiast radości po tym jak piłka wturlała się do siatki, mógł tylko ostentacyjnie ocierać pot z czoła – przyznając, jak wiele miał szczęścia. Lechia wyrównała jeszcze przed przerwą po strzale głową Siergieja Kozansa.
Lech szamotał się w kolejnych próbach, kibice zaczęli gwizdać. Remis zostawiłby klub z Poznania na trzecim miejscu w tabeli, nawet za Legią. Gospodarze wygrali po tym, jak w 79. minucie Sławomir Peszko uderzył bardzo mocno – w stylu Arjena Robbena – zza pola karnego. Paweł Kapsa przepuścił strzał, mimo że piłka przeleciała nad nim w zasięgu ręki. Zieliński przyznał później, że jego drużyna „wydarła Lechii trzy punkty z gardła”.
Arka przegrała z Jagiellonią po golu Tomasza Frankowskiego z rzutu karnego, podyktowanego w ostatniej minucie po bardzo wątpliwym faulu. Piłkarze z Gdyni, chociaż za utrzymanie w ekstraklasie mają dostać premię miliona złotych – powoli mogą się już godzić ze spadkiem.
W końcówce, ale bez żadnych wątpliwości, wygrał też Ruch Chorzów – dwa gole strzelił tym razem Damian Świerblewski.