27-letni Ribery z pomnika zepchnął się sam. Gdyby nie stał się bohaterem skandalu, w którym główną rolę gra Zahia B. – nastoletnia prostytutka z Paryża, piłkarz płacił jej za spotkanie 2000 euro – zapewne właśnie podpisywałby kontrakt z Realem Madryt i szykował razem z kolegami z Bayernu do sobotniego finału z Interem Mediolan.
Turniej w RPA może pokazać, że problemy ma już za sobą, albo utrwalić ostatecznie opinię o Francku organicznie niedojrzałym do sukcesu i pieniędzy.
Urodził się w Boulogne-sur-Mer, gdy trzech z pięciu mieszkańców tego miasta nie miało pracy. Dorastał w strachu o jutro, w rodzinie, w której śniadania i kolacje były luksusem. Potem życie wystawiło go na jeszcze jedną próbę – po wypadku samochodowym, gdy Franck miał dwa lata, na twarz założono mu ponad sto szwów. Ma zdeformowany nos i zęby. Przysięga, że nigdy nie zdecyduje się na operację plastyczną, bo jego szpetota dała mu siłę do walki ze światem, dzięki niej czuje się silny.
Szukał swojej drogi bardzo długo. Z internatu w Lille wyrzucili go za imprezowanie, gdy był zawodnikiem Metz, pobił się z jednym z klientów dyskoteki, za co cofnięto mu obiecaną podwyżkę. W lidze francuskiej zdążył rozegrać 20 spotkań, gdy w roku 2005 zdecydował się na transfer do Galatasaray Stambuł. Brak podwyżki przyspieszył decyzję, bo pieniądze zawsze dla Francka miały decydujące znaczenie.
Żyją z nich ojciec, który przy zwolnieniach kolejnych menedżerów przejmuje ich rolę, i brat – ciągle niespełniony talent. Ribery uciekł ze Stambułu w połowie sezonu, gdy pojawiły się pierwsze opóźnienia w wypłatach. Zyskał tam tylko przydomek Ferrari – od prędkości osiąganej na skrzydle.