Finał w Madrycie: u nas bez nas

Jutro na Santiago Bernabeu finał bez Realu. To policzek, dopiero teraz można poczuć, jak mocny

Publikacja: 21.05.2010 01:41

Arjen Robben ma powody do satysfakcji. W ubiegłym roku wyrzucono go z Realu, teraz wraca na Santiago

Arjen Robben ma powody do satysfakcji. W ubiegłym roku wyrzucono go z Realu, teraz wraca na Santiago Bernabeu z Bayernem, by walczyć o Puchar Europy

Foto: PAP/EPA

Inter już ćwiczy w miasteczku treningowym Realu w parku Valdebebas, zatrzymał się w hotelu Mirasierra, gdzie Real zbiera się przed meczami.

Bayern rozgościł się w wysokiej wieży hotelu Eurostars na Paseo de la Castellana, ulicy, przy której stoi Santiago Bernabeu. Na stacji metra koło stadionu robi się coraz bardziej czarno-niebiesko i czerwono od koszulek.

[wyimek]Prezes Florentino Perez wydał 250 milionów euro, by Real wygrał finał Ligi Mistrzów, a grają w nim inni[/wyimek]

Do soboty oni wszyscy będą się tu czuli jak u siebie. A Madryt nie walczył o organizację tego meczu po to, by się przyglądać cudzej radości. To miał być finał na biało. Najważniejsza sobota w najnowszej historii madridismo: koniec wyprawy po La Decima, czyli dziesiąty Puchar Europy. Real wypatruje go od 2003 roku jak świętego Graala.

Dla tego wieczoru Florentino Perez wrócił rok temu do władzy. Zaciągnął kredyty, przepuścił w jedno lato 250 mln euro, dwa razy bił rekord transferowy, uwiódł banki i sponsorów bajką z pięknym zakończeniem. A teraz będzie obserwował z loży honorowej, jak o puchar walczą piłkarze, których uznał za zbędnych.

Walter Samuel, Esteban Cambiasso i Samuel Eto’o, odesłani za pierwszej kadencji Pereza. Wesley Sneijder i Arjen Robben, sprzedani za pół darmo ostatniego lata. Dwóch Holendrów, bohaterów sezonu w Interze i Bayernie, wypychano wówczas z madryckiej szatni w pośpiechu, bo brakowało numerów na koszulkach dla nowego zaciągu. Obaj są zwycięzcami obecnej LM, bez względu na wynik finału. Oni odjadą, a Real zostanie z ciągle niedomagającym Kaką oraz rozczarowującym i zaplątanym w obyczajowy skandal Karimem Benzemą.

[srodtytul]Kybele jest sama[/srodtytul]

Spłaca się tylko Cristiano Ronaldo, ale i tak Real kolejny sezon kończy bez choćby jednego trofeum. Jakby tego było mało, Atletico, ten zabawny sąsiad z drugiej strony miasta, nagle sobie przypomniał, że potrafi wygrywać. Też odpadł z Ligi Mistrzów, ale wygrał Ligę Europejską i dotarł do finału Pucharu Króla, a Real skompromitował się w tych rozgrywkach, odpadając z trzecioligowcem.

Kibice Atletico zwycięstwo w Lidze Europejskiej świętowali kąpielą w fontannie Neptuna, a ta z pomnikiem Kybele, do której wskakują po sukcesach fani Realu, znów stała pusta.

Rok temu Rzym, też rozpieszczony dobrym futbolem na co dzień, miał podobny dylemat: jak świętować finał, gdy naszych już dawno nie ma. I odwrócił się do tego meczu plecami. Na starcie Barcelony z Manchesterem patrzył cały świat, ale na pierwszych stronach niektórych włoskich gazet trudno było znaleźć w dniu finału ślad, że coś się będzie działo na Stadio Olimpico.

[srodtytul]Kupowanie zwycięzców[/srodtytul]

Gospodarze Santiago Bernabeu tak nie zrobią, im nie wypada. To jest w końcu miasto Pucharu Europy. Stoi tu tych pucharów aż dziewięć. Mediolan ma ich tyle samo, ale podzielonych między Milan i Inter. A tu wszystkie należą do Realu, stoją w ogromnej Sala de Trofeos na Santiago Bernabeu, w najpopularniejszym muzeum stolicy, częściej odwiedzanym niż Prado. Real zrósł się z europejskimi pucharami, parł do ich utworzenia, dzięki nim wymyślił się w latach 50. na nowo i podbił świat.

A teraz od sześciu lat nie potrafi przejść 1/8 finału. Od siedmiu nie był w półfinale. Wydał w tym czasie kilkaset milionów euro, sprowadził ponad pół setki nowych piłkarzy, zatrudniał dziewięciu trenerów, tylu ilu Manchester United od końca drugiej wojny światowej.

Dwóch z nich – Vicente del Bosque i Fabio Capello – musiało odejść tuż po zdobyciu mistrzostwa. Bo w tym klubie ciągle gonią za czymś nowym, raz w lewo, raz w prawo. I nic dobrego z tej nadpobudliwości nie wynika. Dwa mistrzostwa i jeden Superpuchar Hiszpanii od 2003 roku, to najgorsza susza w ostatnich kilkudziesięciu latach. Właśnie pracę traci kolejny trener Manuel Pellegrini. Zastąpi go zapewne – i to następny powód dla Realu i jego akolitów w mediach, żeby się do finału nie odwracać plecami – trener Interu Jose Mourinho.

Tak podpowiadają dobrze poinformowani, ale też zwykła logika. Perez zawsze kupuje zwycięzców. W epoce galacticos każdego roku Real sprowadzał jakiegoś zdobywcę Złotej Piłki. Ale ostatnim zawodnikiem, który wywalczył to trofeum dzięki temu, że świetnie grał w Realu, pozostaje Alfredo di Stefano. Laureat z 1959 roku.

[srodtytul]Plac przed dworcem[/srodtytul]

Z takiego zaklętego kręgu można się wyrwać, pokazał to Realowi Inter. Zanim projekt galacticos nie wpadł w korkociąg, to mediolański klub był w futbolu najbardziej beznadziejnym przypadkiem wydawania pieniędzy bez ładu i składu.

Massimo Moratti, otoczony sforą doradców, rozrzucał miliony na nowych piłkarzy, zwalniał trenerów średnio raz na sezon i szybko odpadał z Ligi Mistrzów. Ruch w drużynie był taki, że jak kiedyś napisała „La Repubblica”: „Inter zaczął wyglądać jak plac przed mediolańskim dworcem, gdzie ludzie biegają w każdą stronę, obojętni na innych”. To samo można było swego czasu powiedzieć o Bayernie, który miał pełną kasę i gonitwę pomysłów na siebie. Jeszcze podczas obecnego sezonu Philipp Lahm powiedział w jednym z wywiadów, że jego klub porusza się od ściany do ściany bez myśli przewodniej.

[srodtytul]Skuteczność w stanie czystym[/srodtytul]

Dziś by tego nie powtórzył. Louis van Gaal pokazał, że wie, dokąd zmierza. Patrzył na umiejętności, nie interesowało go, kogo do Monachium sprowadzano na gwiazdę, a kogo na woziwodę. Ośmiu piłkarzy, którzy zagrali w pierwszym składzie w półfinałach LM z Olympique Lyon, trafiło do Bayernu za darmo. Pięciu z nich z młodzieżowych drużyn klubu. Cała jedenastka, która wywalczyła pierwszy od 2001 roku awans do finału, kosztowała kilkadziesiąt milionów euro. Mniej niż Kaka, trochę więcej niż Benzema.

Wystarczyło zaufać trenerowi. Odkrył to też Moratti w Interze, wracającym do finału po 38 latach. Real, w którym żaden trener od czasów del Bosque nie utrzymał się na ławce przez pełne dwa sezony, też chce teraz taki być.

Znów zrobi woltę: do klubu, w którym liczy się piękno, wpuści Mourinho, czyli skuteczność w stanie czystym. Chce mieć wodza tam, gdzie trener był przez lata dodatkiem do piłkarzy. Kto wie, może nawet zacznie teraz robić trenerom takie prezentacje, jakie dotychczas były zarezerwowane dla zawodników.

Trener galactico – tego jeszcze nie było. Ale jeśli ma się udać, to z kim, jak nie z Mourinho.

[i]Transmisja w Polsacie i nSporcie (w technologii 3D na kanale 801) w sobotę o godz. 20.45 [/i]

Piłka nożna
Polska - Litwa 1:0. Drużyna, która nie daje radości
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Piłka nożna
Czas napisać nowy rozdział. Kadra gra o mundial
Piłka nożna
Mundial 2026: Czy pod wodzą Thomasa Tuchela Anglia odniesie sukces? Znani wrócili do kadry
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Piłka nożna
Ćwierćfinały Ligi Narodów. Na ostatniego rywala w eliminacjach mundialu Polacy muszą jeszcze poczekać
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń