Im dalej od polskiej bramki, tym lepiej. Chociaż właśnie reprezentacji Polski nie udało się wygrać w siódmym kolejnym meczu, to Franciszek Smuda może być zadowolony z tego, jak nauczył swoich zawodników atakować.
To jest piętno, jakie odcisnął na tej drużynie. Smuda ma manię gry na małej przestrzeni, szybkiej wymiany krótkich podań, na treningach ten fragment gry powtarzany jest najczęściej. Wreszcie polscy piłkarze potrafią wykorzystać swoje atuty nie tylko w kontrataku.
W Chicago zaczęło się źle, bo od gola Jozy’ego Altidore’a w 13. minucie, ale do końca pierwszej połowy zawodnicy Smudy rządzili na boisku i stworzyli kilka świetnych sytuacji pod bramką Tima Howarda.
[srodtytul]To co dobre[/srodtytul]
Z lewej strony wracający do składu po kontuzji Ludovic Obraniak, z prawej Jakub Błaszczykowski i przed nimi trochę gorzej pasujący do tej koncepcji Robert Lewandowski momentami w szeregach obrony przeciwników siali popłoch. Hiszpanie mają swoje “tiki-taka”, Polacy, zachowując wszelkie proporcje, Smudowe “pach-pach”, które z każdym meczem działa coraz lepiej. Szybka wymiana podań doprowadziła Lewandowskiego do pojedynku oko w oko z Howardem, a Obraniaka do sytuacji, w której mając przed sobą jednego obrońcę i aż dwóch partnerów, próbował dryblować.