Lewandowski stał się naszym najgroźniejszym żądłem – ubiegły rok zakończył dwiema bramkami w spotkaniu z Wybrzeżem Kości Słoniowej, przekonał, że warto na niego stawiać i że jest mocny psychicznie. Po kolejnych zmarnowanych sytuacjach w Borussii Dortmund Niemcy zrobili o nim skecz, w którym nie trafiał nawet w krzesło, siadając przy stole. Wczorajsza gra Lewandowskiego z kabaretem nie miała jednak nic wspólnego. Smuda przyznał po meczu, że napastnik Borussii był wszędzie.
Selekcjoner wykorzystuje to, nad czym Juergen Klopp każdego dnia pracuje w Borussii Dortmund. Wiedział, że Łukasz Piszczek jako prawy obrońca równie dobrze radzi sobie w defensywie jak w ataku, i zostawił mu na boku boiska wolny korytarz. Prawy pomocnik – Jakub Błaszczykowski, tym razem próbował być rozgrywającym. Biegał w środku pola, starał się konstruować akcje. Rzadko skutecznie. – To był eksperyment i zobaczyłem, że to nie jest pozycja, na której Kuba czuje się najlepiej – mówił Smuda.
W spotkaniu z Mołdawią widzieliśmy drużynę złożoną z zawodników z polskiej ligi, natomiast przeciwko Norwegii wystąpili niemal sami piłkarze z zagranicy. Tylko Rafał Murawski w rubryce pracodawca wpisane miał Lech Poznań, chociaż do ekstraklasy wraca dopiero tej wiosny po dwóch latach spędzonych w Rubinie Kazań.
Żaden piłkarz grający poza linią obrony nie miał przypisanej pozycji. Lewandowski, Obraniak, Ireneusz Jeleń wyraźnie bez formy, a po przerwie Roger i Kamil Grosicki atakowali raz z lewej, raz z prawej strony. Wymiennością pozycji mieli zmusić Norwegów do chaosu, ale zbyt często nie rozumieli sami siebie. – Nie wiedzieliśmy, jak się poruszać, gubiliśmy się – mówił później Obraniak.
Norwegowie w eliminacjach mistrzostw Europy wygrali 1:0 z Portugalią, prowadzą w grupie i znowu stają się więcej niż solidni. To już nie tylko wzrost i siła, ale też zadziwiające przy takich warunkach fizycznych dryblingi i nieszablonowe podania. Norwegia zajmuje w rankingu FIFA 11. miejsce, Polska – 71. Ale w drugiej połowie nasi piłkarze mieli dla rywala aż za dużo szacunku, ze strachem przekraczali połowę boiska. Kopali piłkę jak najdalej od własnej bramki. Dariusz Dudka stwierdził, że dali się Norwegom wciągnąć w ich grę, ale to przesada, bo Norwegowie grali dużo lepiej.
– Czy im się chciało grać? Nie wiem, wydawało mi się, że ten John Carew tak trochę się oszczędzał – mówił Wojciech Szczęsny, który w pierwszej połowie minął się z piłką przy dośrodkowaniu. Carew ma 32 lata, John Arne Riise 31, grał przeciwko Polsce jeszcze w 2001 roku, w eliminacjach mundialu w Korei i Japonii. Sprawdził Szczęsnego mocnym strzałem zza pola karnego, ale według naszego bramkarza jego obrona efektownie wyglądała, ale trudna nie była.