Jeden faworyt turnieju już się pogrążył w psychoanalizie. Co chodzi po głowie Sergio Batiście, czy już go zwalniać, czy jeszcze nie, co będzie, jeśli naprawdę odpadniemy już teraz, dlaczego zawsze nas to spotyka. I tak dalej.
Brazylia też już jest rozdyskutowana, ale jeszcze bez fatalizmu. Jeszcze, bo to się może zmienić po sobotnim meczu. Z ostatnich ośmiu spotkań Brazylijczyków z Paragwajczykami jedni i drudzy wygrali po cztery. Paragwaj to sąsiad, którego Argentyna i Brazylia zwykły traktować z lekceważeniem, bo wciśnięty między nich na małym terytorium, z ledwie 6,5 mln mieszkańców, ani bogaty, ani wysublimowany. I jeszcze do tego ta futbolowa kultura: Paragwaj przecież nie gra w piłkę, on tylko piłkę kopie. Jest zbrojony żelazem, nie wymaga od swoich piłkarzy, żeby grali pięknie, wystarczy że są skuteczni. Zupełnie jakby się na tym kontynencie zabłąkał przypadkiem.
Nie jest to rzeczywiście drużyna szczególnie efektowna, ale podczas gdy Argentyna i Brazylia miotają się od trenera do trenera, od wizji do wizji, Paragwaj już od czterech lat jest wierny temu, co wymyśli Gerardo Martino. Trener jest z Argentyny, najlepszy napastnik Lucas Barrios - też, ale jego matka pochodzi z Paragwaju i Lucas od ponad roku strzela gole dla tego kraju. Zagrał z nim w mundialu w RPA i odjeżdżał z niego bez wstydu, w przeciwieństwie do Brazylii i Argentyny. Paragwaj odpadł jak one w ćwierćfinale, ale długo opierał się późniejszym mistrzom świata Hiszpanom.
Nikt nie lubi z nimi grać. Z Paragwajem można tylko stracić. Trener Martino nie komplikuje, stworzył grupę twardą w obronie i groźną w kontratakach, co dla Brazylii będącej ciągle na etapie budowy może być zabójcze. Z Wenezuelą zagrała pół godziny dobrze, godzinę bardzo źle i na razie wiemy o tej drużynie tylko tyle, że wygląda jak grupa nastolatków, którzy podebrali ojcom golarki i porobili sobie dziwne rzeczy na głowie.
Neymar ma palmę z włosów, Robinho wygląda jak brakujące ogniwo zespołu Leningrad Cowboys, a Dani Alves golarkę zostawił w spokoju, ale zabrał coś do rozjaśniania włosów. Kto artystom zabroni. Ale jak odpadną, to każdy kij wyda się brazylijskim mediom poręczny, więc lepiej z takimi zabawami uważać. Robinho już mecz z Wenezuelą w La Placie kończył wśród gwizdów, zdejmowany z boiska przed czasem, i nie wiadomo, czy trener Mano Menezes wystawi go w sobotę.