Kiedy trzy lata temu klub arabskich szejków płacił za niego 60 mln funtów, pojawiły się głosy, czy był sens kupować kolejnego skrzydłowego. Pep Guardiola miał już wyróżniających się na tej pozycji zawodników - Raheema Sterlinga, Leroya Sane i Bernardo Silvę, a sprowadzenie Mahreza traktowano jako kaprys bogacza.
Wątpliwości, czy ta inwestycja się zwróci, były tym większe, że City bili swój transferowy rekord, a Mahrez początkowo grał niewiele. Dziś nikt już jednak nie powie, że pieniądze zostały wyrzucone w błoto.
Chciał go Arsenal
Reprezentant Algierii, nim przeszedł do Manchesteru, zdążył wyrobić sobie w Premier League solidną markę. Był kluczową postacią Leicester, które w 2016 roku wykorzystało słabość konkurencji i ku zaskoczeniu wszystkich sięgnęło po mistrzostwo Anglii. Mahrez został wybrany na piłkarza sezonu, a następnym przystankiem w karierze miał być transfer do silniejszego klubu. Ofert nie brakowało, ale na sprzedaż swojej gwiazdy nie chciało się zgodzić Leicester.
- Mój agent rozmawiał z Wengerem. Byłem o krok od Arsenalu. Ale powtarzali: "Nie odejdziesz! Nie odejdziesz!". Gdybym trafił do zespołu z czołówki, historia potoczyłaby się inaczej. A tak zmarnowałem dwa lata - nie krył rozczarowania w wywiadzie dla "France Football".
Leicester dotarło do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, ale występy w europejskich pucharach odbiły się na wynikach w krajowych rozgrywkach. Zamiast bronić tytułu, zespół musiał bronić się przed spadkiem. Zajął dopiero 12. miejsce. - Graliśmy co trzy dni. Nie byliśmy na to przygotowani. To nie była już ta sama drużyna. N'Golo Kante odszedł do Chelsea. Byłem bardzo sfrustrowany - przyznał Mahrez.
Z Kante są jak bracia. Obaj niedawno obchodzili 30. urodziny, obaj w wieku 21 lat grali jeszcze w piłkę amatorsko. Dwa sezony później wciąż tkwili w drugiej lidze francuskiej (Mahrez w Le Havre, Kante - w Caen), Leicester zapłaciło za nich łącznie 6 mln funtów (z czego tylko 450 tys. za Mahreza), sprzedało - za ponad 90 mln.