Do Londynu wpadł tylko na chwilę. Dokładnie na dwa miesiące. Korzystając z przerwy w rozgrywkach amerykańskiej MLS, miał wspomóc w ataku Robina van Persiego. Zastąpić Gervinho i Marouane'a Chamakha, wyjeżdżających na Puchar Narodów Afryki. I zainspirować młodszych zawodników. Szybko pokazał, że w USA nie zapomniał, jak się gra w piłkę.
Wystarczyło mu dziesięć minut, by strzelić bramkę Leeds – już 227. dla Arsenalu – i dać drużynie awans do czwartej rundy Pucharu Anglii. „Ten gol idealnie przypominał te zdobywane przez niego w najlepszych czasach" – zauważył „Guardian". Henry wbiegł z lewej strony w pole karne, doszedł do prostopadłego podania Aleksa Songa i prawą nogą kopnął piłkę obok bezradnego bramkarza. – Gdy wyszedł na pozycję, pomyślałem: to twój kąt, ale jest trochę za blisko. I wtedy mnie zaskoczył. Nie uderzał na siłę, wyglądało tak, jakby to zrobił z łatwością – cieszył się Arsene Wenger. I dodał: – On już jest tu legendą. Ale cały czas pisze kolejne rozdziały historii, którą będziemy opowiadać dzieciom. Na szczęście takie rzeczy nie zdarzają się zbyt często, inaczej straciłyby swoją magię.
Henry nie spodziewał się, że jego powrót odbije się tak głośnym echem; że będzie prowadził w głosowaniu na piłkarza meczu, jeszcze zanim wejdzie na boisko. A kibice przywitają go owacją na stojąco. – Nigdy nie zapomnę tego wieczoru. To niesamowite uczucie – opowiadał francuski napastnik. – 15 dni temu przyjechałem z wakacji w Meksyku. Nie sądziłem, że znów zagram dla Arsenalu i w dodatku zdobędę zwycięskiego gola. Nie mam już 25 lat, nie minę pięciu, sześciu rywali. Ale kocham ten klub i mam nadzieję, że będę mógł zrobić dla niego jeszcze więcej.
„Wyjmijcie ponownie księgi rekordów, pomnik powrócił do życia" – napisał „Sun". Henry zanim trafił na Wyspy, grał już w Monaco i Juventusie, z reprezentacją Francji zdobył mistrzostwo świata. Ale dopiero w Londynie stał się piłkarzem klasy światowej. U Wengera, który kiedyś pozwolił 17-letniemu potomkowi emigrantów zadebiutować w Monaco. A później wyciągnął z ławki rezerwowych Juventusu i dał swobodę w ataku, której potrzebował.
Na starym stadionie Highbury Henry przeżył najpiękniejsze chwile. Ligi Mistrzów wprawdzie nie wygrał – to udało się kilka lat później, z Barceloną Pepa Guardioli – ale zdobył dwa tytuły mistrza Anglii, w tym ten w 2004 roku, gdy drużyna zakończyła sezon bez porażki. Cztery razy został królem strzelców Premiership.