Thierry Henry znów gra i strzela dla Arsenalu

Król Thierry wrócił do domu. Już w pierwszym meczu strzelił gola. Wprowadził Arsenal do kolejnej rundy Pucharu Anglii, a kibiców i dziennikarzy w zachwyt

Publikacja: 14.01.2012 00:01

Thierry Henry

Thierry Henry

Foto: AFP

Do Londynu wpadł tylko na chwilę. Dokładnie na dwa miesiące. Korzystając z przerwy w rozgrywkach amerykańskiej MLS, miał wspomóc w ataku Robina van Persiego. Zastąpić Gervinho i Marouane'a Chamakha, wyjeżdżających na Puchar Narodów Afryki. I zainspirować młodszych zawodników. Szybko pokazał, że w USA nie zapomniał, jak się gra w piłkę.

Wystarczyło mu dziesięć minut, by strzelić bramkę Leeds – już 227. dla Arsenalu – i dać drużynie awans do czwartej rundy Pucharu Anglii. „Ten gol idealnie przypominał te zdobywane przez niego w najlepszych czasach" – zauważył „Guardian". Henry wbiegł z lewej strony w pole karne, doszedł do prostopadłego podania Aleksa Songa i prawą nogą kopnął piłkę obok bezradnego bramkarza. – Gdy wyszedł na pozycję, pomyślałem: to twój kąt, ale jest trochę za blisko. I wtedy mnie zaskoczył. Nie uderzał na siłę, wyglądało tak, jakby to zrobił z łatwością – cieszył się Arsene Wenger. I dodał: – On już jest tu legendą. Ale cały czas pisze kolejne rozdziały historii, którą będziemy opowiadać dzieciom. Na szczęście takie rzeczy nie zdarzają się zbyt często, inaczej straciłyby swoją magię.

Henry nie spodziewał się, że jego powrót odbije się tak głośnym echem; że będzie prowadził w głosowaniu na piłkarza meczu, jeszcze zanim wejdzie na boisko. A kibice przywitają go owacją na stojąco. – Nigdy nie zapomnę tego wieczoru. To niesamowite uczucie – opowiadał francuski napastnik. – 15 dni temu przyjechałem z wakacji w Meksyku. Nie sądziłem, że znów zagram dla Arsenalu i w dodatku zdobędę zwycięskiego gola. Nie mam już 25 lat, nie minę pięciu, sześciu rywali. Ale kocham ten klub i mam nadzieję, że będę mógł zrobić dla niego jeszcze więcej.

„Wyjmijcie ponownie księgi rekordów, pomnik powrócił do życia" – napisał „Sun". Henry zanim trafił na Wyspy, grał już w Monaco i Juventusie, z reprezentacją Francji zdobył mistrzostwo świata. Ale dopiero w Londynie stał się piłkarzem klasy światowej. U Wengera, który kiedyś pozwolił 17-letniemu potomkowi emigrantów zadebiutować w Monaco. A później wyciągnął z ławki rezerwowych Juventusu i dał swobodę w ataku, której potrzebował.

Na starym stadionie Highbury Henry przeżył najpiękniejsze chwile. Ligi Mistrzów wprawdzie nie wygrał – to udało się kilka lat później, z Barceloną Pepa Guardioli – ale zdobył dwa tytuły mistrza Anglii, w tym ten w 2004 roku, gdy drużyna zakończyła sezon bez porażki. Cztery razy został królem strzelców Premiership.

Nick Hornby – autor „Futbolowej gorączki", wielki kibic Arsenalu – powiedział kiedyś, że to przywilej mieć karnet na mecze londyńczyków, bo Henry w każdym spotkaniu robi coś niezwykłego. Graeme Souness – były pomocnik Liverpoolu, a potem m.in. trener Blackburn i Newcastle oraz ekspert telewizyjny – stwierdził, że by go zatrzymać, trzeba mieć kałasznikowa.

Przez kilka najbliższych tygodni ma szansę znów być tym Henry'm, który zachwycał. Poprawić swój wizerunek, który mocno ucierpiał, gdy wprowadził Francję na mundial w RPA dzięki zagraniu piłki ręką.

– Nie przychodziłem tu, by zostać bohaterem. Przychodziłem tu, by pomóc – tłumaczy Henry, który od grudnia ma swój pomnik przed stadionem Emirates. – Kiedy pięć lat temu opuszczałem klub, płakałem. Mówi się, że miłość jest ślepa. Nie potrafię odmówić Arsenalowi.

Wenger nie zdecydował jeszcze, czy w niedzielnym meczu ligowym ze Swansea Henry zagra od pierwszej minuty razem z van Persim. Jeśli nie teraz, to może za tydzień, gdy na Emirates przyjedzie Manchester United. Ten duet jeszcze w Premiership sporo namiesza.

Piłka nożna
Bodo/Glimt. Wyrzut sumienia polskich klubów
Piłka nożna
Czas na półfinały Ligi Mistrzów. Arsenal robi wyjątkowe rzeczy
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Piłka nożna
Barcelona z Pucharem Króla. Real jej niestraszny
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Piłka nożna
Liverpool mistrzem Anglii, rekord Manchesteru United wyrównany