Przez pierwsze 20 minut meczu można było odnieść wrażenie, że Legia nie bardzo wie, na co stać drużynę Sportingu. Wiadomo, że jest bardziej w Europie znana, więc na wszelki wypadek należy grać ostrożnie. Legia już raz z podobnym nastawieniem wyszła na boisko i przegrała. Popełniła ten błąd w meczu z PSV w Eindhoven, teraz go powtórzyła. Jeśli trener wystawia w ataku jednego Danijela Ljuboję, za nim dwóch defensywnych pomocników Janusza Gola i Jakuba Rzeźniczaka, a na ławce trzyma czterech napastników, to wydaje się, że jest to asekuracja zbyt daleko posunięta. Tym bardziej że Michał Żyro na skrzydle nie czuje się tak pewnie jak w środkowych rejonach boiska.
Sporting stoi na skraju bankructwa, w poniedziałek zmieniono tam trenera, ale jeśli ktoś myślał, że kłopoty wpłyną na jego grę i Legia będzie miała łatwiejsze zadanie, ten się mylił. Portugalczykom bardzo odpowiadał sposób gry Legii. Oni też nie kwapili się do ataków, więc przez 20 minut niewiele się na boisku działo. Największym zagrożeniem dla legionistów byli ich kibice zza bramki, rzucający śnieżkami na pole karne Sportingu. Sędzia ostrzegał, że po kolejnej takiej akcji przerwie mecz. Doszło do tego, że trzy pozostałe trybuny chórem apelowały do Żylety, aby przestała rzucać. Apele pomogły, wszyscy mogli się skoncentrować na dopingu.
Gdyby Michał Żyro wykorzystał błąd obrońcy i w sytuacji sam na sam z bramkarzem strzelił gola, Legia od 24. minuty prowadziłaby 1:0. Ale Żyro zmarnował okazję tak koncertowo, że pewnie nie spał przez całą noc, więc nie ma sensu się nad nim znęcać dodatkowo. Legia osiągnęła swój cel kwadrans później. Po rzucie wolnym Macieja Rybusa w tłoku w polu karnym Jakub Wawrzyniak kopnął z bliska piłkę do bramki.
Być może najważniejszym momentem meczu była sytuacja kilka minut po przerwie, kiedy Ljuboja wyprzedził obrońcę i będąc sam na sam z bramkarzem Rui Patricio, przegrał z nim dwukrotnie. Pierwszy strzał bramkarz obronił, dobitkę też i teraz Portugalczycy ruszyli do ataku.
Wyrównali kilkanaście minut później. Po rzucie wolnym gola strzałem głową zdobył Daniel Carrico. Legia jeszcze raz objęła prowadzenie i ponownie je straciła. Najpierw Janusz Gol wykorzystał podanie Rafała Wolskiego, potem, na dwie minuty przed końcem, ładnym strzałem wyrównał Andre Santos.