Zimą w Łodzi działo się bardzo dużo. Jednego dnia właściciele ŁKS zapowiadali ogłoszenie upadłości, nazajutrz zaczynali zbiórkę pieniędzy wśród kibiców, piłkarze wsiadali i wysiadali, jak do pociągu na dworcu.
Jako szósty trener drużyny w tym sezonie zadebiutował w piątek Piotr Świerczewski, oczywiście bez licencji, więc oficjalnie zatrudniony, jako menedżer. Sprowadził do klubu piłkarzy niechcianych i nielubianych gdzie indziej i sam nazwał ich piłkarskim szrotem. Szrot, który zimą na treningi miał mało czasu, w meczu inaugurującym rundę wiosenną przegrał z Polonią Warszawa 0:2.
Pierwszego gola strzelił Robert Jeż po przypadkowym podaniu Edgara Caniego. Drugiego po przerwie Albańczyk strzelił już sam. Polonia wyprzedziła w tabeli Legię i do lidera Śląska Wrocław traci tylko trzy punkty.
Śląsk wiosną musi zmienić styl gry. Nie ma już czasu, by w każdym meczu czekać na ruch rywala. Teraz trzeba atakować pierwszemu. Orest Lenczyk we Wrocławiu nie ma łatwo – nie wiadomo, czy właściciele klubu zainteresowani są budową wielkiej drużyny, co chwila mówiło się też o zadłużeniu Śląska wobec piłkarzy i miasta. Zanosiło się nawet, że ze względu na brak sektora gości, lider wróci na swój stary stadion przy Oporowskiej.
Lenczyk naciągnął czapkę na uszy tak, by nic go nie rozpraszało, zatrzymał wszystkich piłkarzy we Wrocławiu, a dokupił jeszcze Słowaka Patrika Mraza i uczestnika mistrzostw świata Dalibora Stevanovicia. Właśnie Słoweniec razem z Sebastianem Milą i postawionym przez Lenczyka na nogi Mateuszem Cetnarskim ma stworzyć nową jakość – trzech rozgrywających za plecami Cristiana Omara Diaza ma dać Śląskowi nie tylko punkty, ale i piękną grę.