Wyszli wczoraj na boisko, kiedy się ściemniło, a jupitery nie były jeszcze włączone. Trenerzy spokojnie rozkładali pachołki, piłkarze zdejmowali bluzy i wyjmowali piłki z worków. Gdy zapaliły się światła, wszyscy na chwilę stanęli. Wyglądali, jakby coś do nich dotarło.
Stadion Narodowy, nasz najważniejszy obiekt na Euro, trochę onieśmiela. Jest wielki, lśni nowością i trzeba czasu, by się z nim oswoić. Schody stoją prosto, dach nie ugina się pod śniegiem, a murawa, mimo że rozkładana w środku zimy, jest zielona i wydaje się świetnie przygotowana.
Wszystko jest wreszcie gotowe, to sygnał dla drużyny, że przedstawienie czas zacząć. Za sto dni w tym samym miejscu sędzia gwizdnie po raz pierwszy na mistrzostwach Europy 2012 i Polacy zaczną mecz z Grecją.
– Dziś nie będzie wielkich eksperymentów. Poprzednie mecze pokazały, że zmiany niekorzystnie wpływają na naszą grę. Dla mnie spotkanie z Portugalią to już Euro. Chcę zobaczyć, gdzie jesteśmy – mówił Franciszek Smuda.
Przez ponad dwa lata selekcjoner przygotowywał drużynę po swojemu, dostał do ręki zabawkę, o której wielu marzyło. Już nie musi słuchać tych, którzy go namawiają na powołanie Artura Boruca. Nikt nie pyta o Michała Żewłakowa. Przyszła pora ocenić autorską koncepcję.