Mecz Wisły z Lechem można opowiedzieć historią Mateusza Możdżenia. W 16. sekundzie nie wykorzystał doskonałej okazji, by dać gościom prowadzenie. Nie poradził sobie także w ostatniej minucie pierwszej połowy. A w 64. dostał drugą żółtą kartkę, zszedł z boiska i od tej chwili Lech musiał częściej myśleć o obronie.
Obie drużyny przed sezonem zapowiadały walkę o mistrzostwo, w obu wyniki były na tyle rozczarowujące, że trzeba było zmieniać trenerów. W Wiśle przed swoją publicznością debiutował już trzeci szkoleniowiec w obecnych rozgrywkach – Michał Probierz, gości przywiózł z Poznania Mariusz Rumak, dla którego był to pierwszy mecz w roli trenera w ekstraklasie.
Rumak jest odważny, nie bał się zmian. Vojo Ubiparip i Możdżeń ustawieni zostali na skrzydłach, więcej swobody dostał Semir Stilić, który wreszcie potrafił zagrać dla drużyny, a nie pod siebie, z transparentem „kupcie mnie na Zachód".
Lech przeważał, Wisła próbowała tuszować straty, jakich doznała jeszcze przed meczem. Choroba wykluczyła z gry Cwetana Genkowa, dlatego Probierz wystawił w ataku pomocnika Ivicę Iliewa, lekko kontuzjowany był Maor Melikson – to w pomocy zagrał obrońca Dragan Pajić. Gdy Lech grał już w osłabieniu, Probierz wprowadził na boisko i Meliksona, i Łukasza Gargułę, ale gościom udało się przetrwać nawałnicę. Najgroźniej było po strzale Juniora Diaza, po którym świetnie zachował się bramkarz Krzysztof Kotorowski.
W drugim wczorajszym meczu ŁKS zremisował na dnie tabeli z Cracovią 2:2 . Gospodarze prowadzili 2:0 trochę przy pomocy sędziego, który podyktował rzut karny za zagranie ręką wyraźnie przed linią, ale od 50. minuty grali w osłabieniu i dali sobie wyrwać zwycięstwo.