Wy­pu­ści­li wygraną z rąk

Legia tylko zremisowała na Łazienkowskiej z Rosenborgiem 1:1. Ale wciąż ma szansę na awans

Publikacja: 24.08.2012 01:42

Dzień przed meczem Jan Urban opowiadał dziennikarzom, jak gra norweska drużyna. W tym sezonie poniosła tylko jedną porażkę, jest znakomicie zorganizowana w obronie, po odzyskaniu piłki z łatwością przechodzi do ataku. Jak nie może wygrać, to chociaż stara się nie przegrać. I na ogół jej się to udaje.

I bez tego wykładu było dla wszystkich jasne, że każdy kolejny przeciwnik będzie lepszy od poprzedniego, bo na tym polegają rozgrywki europejskie. Słabsi już myślą o lidze krajowej. Zdawaliśmy sobie sprawę, że do Warszawy nie przyjechali amatorzy.

Ale w miarę upływu czasu nadzieje kibiców Legii rosły. Zaczęło się od falowych ataków – legioniści wywalczyli kilka rzutów rożnych, a po strzale Danijela Ljuboi z wolnego (ok. 35 metrów!) piłka przeleciała tuż obok słupka. Kilkanaście minut później sytuacja się powtórzyła. Goście dopiero w 7. minucie pierwszy raz podeszli pod pole karne Dusana Kuciaka. Przed przerwą oddali jeden ładny, chociaż niecelny strzał i przeprowadzili jedną składną akcję. Poza tym robili wszystko, aby nie przegrać.

Bardzo dobrze im to wychodziło. Ale w tym okresie Legia prezentowała się z dobrej strony. Michał Kucharczyk strzelił w poprzeczkę, a na trzy minuty przed przerwą, po podaniu Miroslava Radovicia, Jakub Kosecki przymierzył dokładnie i piłka, omijając łukiem bramkarza,wpadła do siatki. Po niezłej grze i tym golu można było być umiarkowanym optymistą.

W drugiej części wszystko się odmieniło. Najpierw kibice zarzucili pole karne swojego bramkarza (!) serpentynami, odpalili race, petardy i rozwinęli sztandary. Nie dość, że sędzia musiał przerwać mecz, który dobrze dla Legii się układał, to jeszcze klub będzie musiał zapłacić karę. Oczywiście nie to wpłynęło na ostateczny wynik. Warszawianie mieli jeszcze swoje okazje, niewykorzystane przez Danijela Ljuboję, Marka Saganowskiego i Koseckiego. Ale im bliżej końca, tym lepiej grali goście. Dokładnie tak, jak mówił Urban.

Coraz częściej na piłce przewracał się Radović, tracił ją Jakub Rzeźniczak, przewagę w środku pola zaczęli osiągać Norwegowie. I na jedenaście minut przed końcem, po strzale Czecha Borka Dockala zza linii pola karnego doprowadzili do remisu.

– Doświadczony zespół w Lidze Europejskiej nie straci przewagi, prowadząc 1: 0 – mówił Jan Urban. – Ale doświadczony to jest taki, w którym każdy zawodnik rozegrał co najmniej sto meczów w lidze. A my takich wielu nie mamy. Nie mam do nich pretensji, bo zostawili na boisku zdrowie. Ale żal, że dochodząc do pozycji bramkowych tak rzadko je wykorzystują.

Urban nie miał wielu możliwości zmian. Na ławce siedzieli: Janusz Gol bez formy, Michał Żewłakow po kontuzji, słaby obrońca Słoweniec Marko Szuler, 20-letni pomocnik Michał Kopczyński, który jeszcze nie grał w lidze oraz jego rówieśnicy Michał Żyro i Dominik Furman. Dwaj ostatni weszli na boisko – tym razem nic z tego nie wynikało.

Ale Legia jeszcze nie odpadła. Trener Rosenborga Jan Jonsson chyba szczerze powiedział, że choć wynik 1:1 jest dla jego drużyny dobry, to nie gwarantuje awansu. Poziom obydwu zespołów jest porównywalny i przy większym szczęściu Legia może  w Trondheim zwyciężyć. Wystąpi już z Ivicą Vrdoljakiem i Michałem Żewłakowem, ale bez ukaranego kartką Artura Jędrzejczyka.

W roku 1995 Legia pokonała Rosenborg 3:1 w pierwszym meczu fazy grupowej Ligi Mistrzów.  W rewanżu przegrała w Trondheim 0:4. ?

IV runda kwalifikacji Ligi Europejskiej

Legia – Rosenborg Trondheim 1:1 (1:0). Bramki: dla Legii J. Kosecki (42), dla Rosenborga B. Dockal (79). Żółte kartki: I. Astiz, A. Jędrzejczyk (Legia); M. Diskerud, B. Dockal (Rosenborg). Sędziował A. Stavrev (Macedonia). Widzów 21 637.

Legia: Kuciak – Rzeźniczak, Astiz, Jędrzejczyk, Wawrzyniak – Kucharczyk (76, Żyro), Łukasik (90, Furman), Radovic, Ljuboja, Kosecki – Saganowski.

Rosenborg: Orlund – Hoiland, Reginiussen, Strandberg, Dorsin – Dockal, Henriksen, Svensson, Diskerud, Holm (74, Prica) – Elyounoussi

Rewanż za tydzień.

Dzień przed meczem Jan Urban opowiadał dziennikarzom, jak gra norweska drużyna. W tym sezonie poniosła tylko jedną porażkę, jest znakomicie zorganizowana w obronie, po odzyskaniu piłki z łatwością przechodzi do ataku. Jak nie może wygrać, to chociaż stara się nie przegrać. I na ogół jej się to udaje.

I bez tego wykładu było dla wszystkich jasne, że każdy kolejny przeciwnik będzie lepszy od poprzedniego, bo na tym polegają rozgrywki europejskie. Słabsi już myślą o lidze krajowej. Zdawaliśmy sobie sprawę, że do Warszawy nie przyjechali amatorzy.

Pozostało 85% artykułu
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Paris Saint-Germain wygrywa, ale nadal stoi nad przepaścią
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Real Madryt odrabia straty. Kylian Mbappe z kontuzją
Piłka nożna
Manchester City czeka na werdykt. Ma 115 zarzutów
Piłka nożna
Paris Saint-Germain może odpaść już w fazie ligowej. To nie jest gra komputerowa
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Piłka nożna
Atalanta Bergamo. Piękny lider Serie A