Reklama
Rozwiń

Język już się nie plącze

Kamil Glik w pół roku z rezerwowego stał się liderem polskiej obrony. W Torino robi karierę

Publikacja: 13.03.2013 01:57

Kiedy Franciszek Smuda nie zabrał go na mistrzostwa Europy, skreślając z listy w ostatniej chwili, coś w nim pękło.

Stanął przed kamerami i nie przebierał w słowach. Że nie dostał szansy, że trener się nim bawił, że ani razu na serio z nim nie porozmawiał. Był tak zdenerwowany, że plątał mu się język. Tłumaczył, że jako zawodnik, który wywalczył sobie w Torino pewne miejsce w składzie i awansował do Serie A, nie powinien być lekceważony.

Waldemar Fornalik Glika nie lekceważył. Od początku kadencji nowego selekcjonera to właśnie ten zawodnik miał pewne miejsce na środku obrony reprezentacji Polski i to do niego dobierano partnera – a to Marcina Wasilewskiego, a to Damiena Perquisa.

Glik nie jest wirtuozem, nie gra wybitnie, ale w ostatnim czasie zrobił chyba największy postęp ze wszystkich obrońców. Czasami traci głowę i brutalnie fauluje, ale wygrywa większość pojedynków główkowych i strzela ważne gole – jak ten dający remis w meczu z Anglią.

– W tamtym sezonie grałem w 25 meczach, dużo się nauczyłem. Czuję, że ciągle się rozwijam. Co tydzień staję do walki z napastnikami o wielkich umiejętnościach. Mam świetnego trenera. Giampiero Ventura każe grać w piłkę, nie pozwala jej wybijać na oślep. Do budowania akcji wykorzystujemy nawet bramkarza – mówi „Rz" Glik.

Jego droga do pierwszego składu Torino nie była łatwa. Glik pochodzi z Jastrzębia, ale zanim zadebiutował w polskiej lidze, pozwiedzał trochę Europy. Korzystając z prywatnych znajomości właściciela Wodzisławskiej Szkoły Piłkarskiej, gdzie uczył się grać, w 2006 roku wyjechał do czwartoligowej hiszpańskiej Horadady. Radził sobie na tyle dobrze, że dostrzegli go skauci Realu Madryt, grał tam w trzeciej drużynie. Kilka razy trenował z pierwszym zespołem, ale zdał sobie sprawę, że to dla niego za wysokie progi.

– Nie wiem, czy gdybym został, mógłbym przebić się wyżej. Wątpię. Nie żałowałem powrotu do Polski i nigdy nie zapomnę Piastowi Gliwice, że dał mi szansę – wspomina piłkarz.

Franciszek Smuda Glika lekceważył, Waldemar Fornalik uczynił filarem obrony

Trenerem Piasta był wtedy Marek Wleciałowski, obecnie asystent Fornalika w reprezentacji Polski. Nie zdecydował się na Glika od razu, zawodnik musiał przejść testy i później wspinał się w klubowej hierarchii, zaczynając od Młodej Ekstraklasy. Do kadry pierwszy raz trafił w 2009 roku, ale Franciszek Smuda nie dał mu szansy na debiut.

W reprezentacji zagrał dopiero na zgrupowaniu w Tajlandii, kiedy selekcjoner robił eksperymentalny przegląd ligowców. Smuda zraził się do Glika po meczu z Hiszpanią tuż przed mundialem w 2010 roku. Polska zaczęła mecz z przyszłymi mistrzami świata w bardzo ofensywnym ustawieniu, przegrała 0:6, a trener, zamiast posypać głowę popiołem za zbyt odważną taktykę, znalazł kilka kozłów ofiarnych z Glikiem i bramkarzem Tomaszem Kuszczakiem na czele.

Piast nie utrzymał się wtedy w ekstraklasie i oferta miliona euro za stopera, która przyszła z Palermo, wydawała się korzystna dla wszystkich.

– We Włoszech taktyka jest najważniejsza, te studia mam już za sobą. Przez pół roku w Palermo w ogóle nie grałem, później na wypożyczeniu w Bari też płaciłem frycowe. To normalne po przyjeździe do Włoch, dla obcokrajowców to bardzo trudny teren, nie jest łatwo od razu wskoczyć do składu. Jestem tam już trzeci sezon i dopiero Ventura tak dobrze nakreślił mi zadania taktyczne, że ciągle gram w pierwszym składzie – wspomina Glik.

Świetnie mówi po włosku, swobodnie udziela wywiadów w tym języku. We Włoszech zaaklimatyzował się tak dobrze, że nie skorzystał z oferty Glasgow Rangers i powoli budował swoją pozycję. Torino w dużej mierze jego dobrej grze zawdzięcza awans do Serie A. W obecnym sezonie nie zagrał tylko w trzech meczach – jeden przesiedział na ławce rezerwowych, dwa na trybunach, kiedy cierpiał za brutalny faul i czerwoną kartkę z meczu z Juventusem.

W Serie A wystąpił już w 24 spotkaniach, w dziewięciu Torino nie straciło gola. Niestety, Polakowi zdarzają się też takie mecze jak ostatni ligowy z Parmą, przegrany 1:4. Torino prowadziło 1:0 do 77. minuty, później nastąpił kataklizm. Chociaż Włosi nie obwiniają Glika za porażkę, przy trzech straconych golach mógł zachować się lepiej.

– Zostaliśmy ukarani za dziesięć minut zaćmienia – mówi Polak.

W Torino jest szanowany, chociaż jest tam dopiero półtora roku, w kilku meczach tego sezonu był kapitanem drużyny. W reprezentacji trochę niespodziewanie stał się liderem obrony. Marcin Wasilewski nie gra w Anderlechcie, Damien Perquis jest kontuzjowany, a nawet zdrowy nie najlepiej radzi sobie w Betisie Sewilla. Fornalik ma także problem po bokach obrony – Łukasz Piszczek gra z niewyleczoną kontuzją, a na lewej stronie nierozstrzygnięta jest jeszcze rywalizacja Jakuba Wawrzyniaka i Sebastiana Boenischa.

– Rzeczywiście ostatnio jest trochę problemów z zestawieniem obrony, ale myślę, że uda nam się zbudować silną formację na mecz z Ukrainą (22 marca w Warszawie – przyp. red). Ja też miałem ostatnio huśtawkę nastrojów w kadrze. Strzeliłem gola w meczu z Anglią, ale w następnym spotkaniu z Urugwajem pokonałem naszego bramkarza i nie byłem w najlepszym nastroju – wspomina.

Glik ma 25 lat, we wrześniu urodzi mu się pierwsze dziecko. W październiku reprezentacja Polski gra dwa ostatnie mecze eliminacji mistrzostw świata – z Ukrainą w Kijowie i Anglią w Londynie. To może być dla niego bardzo udany rok.

Kiedy Franciszek Smuda nie zabrał go na mistrzostwa Europy, skreślając z listy w ostatniej chwili, coś w nim pękło.

Stanął przed kamerami i nie przebierał w słowach. Że nie dostał szansy, że trener się nim bawił, że ani razu na serio z nim nie porozmawiał. Był tak zdenerwowany, że plątał mu się język. Tłumaczył, że jako zawodnik, który wywalczył sobie w Torino pewne miejsce w składzie i awansował do Serie A, nie powinien być lekceważony.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Piłka nożna
Koniec trudnego roku Roberta Lewandowskiego. Czas odzyskać spokój i pewność siebie
Piłka nożna
Pokaz siły Liverpoolu. Mohamed Salah znów przeszedł do historii
Piłka nożna
Real odpalił fajerwerki na koniec roku. Pokonał Sevillę 4:2
Piłka nożna
Atletico gra do końca, zepsute święta Barcelony
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Piłka nożna
Jagiellonia Białystok poznała rywala. Legia już go ograła
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku