Marek Saganowski, Ivica Vrdoljak, Dossa Junior, Jakub Kosecki, Władimir Dwaliszwili, Łukasz Broź – to nie są bohaterowie sobotniego meczu Legii, ale skład ławki rezerwowych. Reprezentanci Polski Jakub Wawrzyniak i Daniel Łukasik nie zmieścili się nawet w meczowej kadrze.
Jan Urban w porównaniu z meczem z New Saints o Ligę Mistrzów zmienił siedmiu zawodników podstawowego składu. Legia doczekała się kadry, która daje komfort. Kontuzje i kartki nie będą w tym sezonie problemem, Urban ma kłopot bogactwa.
Na razie wszyscy są zadowoleni, gorzej będzie, jeśli nie uda się wywalczyć prawa gry w fazie grupowej któregoś z europejskich pucharów. Wtedy w warszawskiej szatni zrobi się tłoczno i nerwowo, bo meczów będzie za mało, by każdy mógł pochwalić się swoimi możliwościami.
Mecz o wszystko
Inna sprawa, że Legia ma za sobą być może najłatwiejszy mecz w tym sezonie, z jednym z pewnych kandydatów do spadku. Dziwny, zagraniczny zaciąg Widzewa Łódź, polegający na angażowaniu zawodników, którzy zgodzą się grać za pięć tysięcy złotych, może odbić się czkawką. Trener Radosław Mroczkowski na konferencji po meczu wyglądał na załamanego, mówił, że porównywanie Legii i Widzewa nawet nie ma sensu.
Mroczkowski w Widzewie w poprzednim sezonie zrobił coś z niczego, ale klub nie jest w stanie zatrzymać wyróżniających się piłkarzy. Broź trafił do Legii, Mariusz Stępiński do Norymbergi. W sobotę w Warszawie świetnie zaprezentował się Bartłomiej Pawłowski i niewykluczone, że zmieni pracodawcę jeszcze w tym okienku transferowym. Wcześniej obserwowała go Legia, ale prezes Bogusław Leśnodorski ostatnio ogłosił zakończenie letnich zakupów.