Jan Urban miał złe wspomnienia ze Skandynawii, w poprzednim sezonie jego drużyna odpadła po meczach z Rosenborgiem Trondheim, a za jego poprzedniej kadencji w Legii nie dała rady Broendby Kopenhaga. Teraz wszystko miało być dopięte na ostatni guzik. Legia wzmocniła się zimą i latem, przyszło kilku nowych zawodników, którzy mieli być w stanie grać w Europie przynajmniej tak dobrze, jak w ekstraklasie.
W środę w Molde w warszawskim zespole najlepszy był bramkarz Duszan Kuciak. W lidze wydawał się rozkojarzony, nie był zadowolony ze swojej gry, kręcił nosem i marudził, że do pełni dyspozycji mu jeszcze dużo brakuje. Obudził się w odpowiednim czasie. Gdyby nie on, rewanż dla Norwegów byłby formalnością. W pierwszej połowie mogli strzelić trzy gole i przez resztę dwumeczu tylko się bronić. Kuciak spisywał się jednak świetnie, naprawiał błędy Dossy Juniora i Tomasza Jodłowca. Poddał się tylko raz, w 29 minucie, kiedy Daniel Chukwu ośmieszył obronę Legii bez trudu i po prymitywnym zwodzie wbiegł w pole karne i strzelił gola dla Molde.
Mistrzom Polski przed przerwą nie wychodziło nic. Poruszali się, jak dzieci we mgle. Zresztą nie pierwszy raz w tym sezonie – podobnie wyglądała pierwsza połowa poprzedniej rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów z walijskim New Saints. Niewidoczni byli napastnicy, Marek Saganowski nie rozumiał się z Władimirem Dwaliszwilim, słabo funkcjonował środek boiska z Dominikiem Furmanem i Ivicą Vrdoljakiem, a kiedy Miroslav Radović miał piłkę przy nodze wydawał się szukać Danijela Ljuboi. A że tego w Legii już nie ma, Radović wymyślał serię nowych zwodów, w czasie których gubił kroki.
Nie wiadomo czy w przerwie w szatni było głośno, ale powinno być. Legia grała z Molde, trzynastą drużyną swojej ligi, która nie ma już szans na obronę mistrzostwa i która znalazła się na największym zakręcie od lat. Urban dokonał jednej zmiany, Saganowskiego zmienił debiutujący w Legii w europejskich pucharach Henrik Ojamaa, który wniósł dużo ożywienia. Mistrzowie Polski nie grają tylko o sławę, ale też o pieniądze. Przejście przeciętnego Molde da klubowi 5 milionów euro zysku, bo gwarantuje walkę o Ligę Mistrzów z ostatnim już przeciwnikiem, a w przypadku porażki – fazę grupową Ligi Europejskiej. Sami piłkarze dostali obietnicę największych w historii polskiej klubowej piłki premii, podzielić mieliby się dwoma milionami euro, jeśli weszliby do grupy Ligi Mistrzów. Może w drugiej połowie przypomnieli sobie o pieniądzach, bo zaczęli grać w piłkę.
Na początku piłkarze Legii atakowali jeszcze nieśmiało, badali przeciwnika, szukali swojej szansy bez przekonania, strzelali niecelnie. Wreszcie w 66 minucie Tomasz Brzyski zebrał w sobie na tyle odwagi, by minąć dwóch piłkarzy i dośrodkować do Dwaliszwilego, który zdobył jedyną bramkę dla Legii. Był to też jedyny celny strzał. Nie wiadomo zresztą do końca czy gol został strzelony prawidłowo, gospodarze reklamowali spalonego, a że realizacja telewizyjna była na poziomie piłkarskiej drużyny Molde, nie było powtórki z odpowiedniej kamery. Smutne jest to, że nawet na tle tak słabego przeciwnika Legia nie potrafiła błysnąć i zapewnić sobie awansu już w pierwszym meczu. Tym bardziej, że ostatni kwadrans grała w przewadze, po czerwonej kartce dla Frederika Gulbrandosna.