33 tysiące widzów, pełen stadion – w Krakowie padł rekord frekwencji. Takich tłumów nie ściągały na trybuny nawet mecze w europejskich pucharach. Wisła tęskni za złotymi czasami tak bardzo, że chociaż obecna drużyna nie gra pięknie i skutecznie, kibice doceniają, że się stara i walczy.
Legii na szczycie po dziesięciu kolejkach spodziewali się wszyscy, Wisły – nikt. Franciszek Smuda przygotowywał zespół do sezonu, mając do dyspozycji czternastu zawodników, ale usłyszał od właściciela klubu Bogusława Cupiała, że jak będzie dobrze, to może zimą otworzy sejf.
Smuda teraz mówi, że wierzył w sens w swojej pracy, ale przed rozpoczęciem rozgrywek chłodził głowy kibiców. – Wisła miała się starać o pierwszą ósemkę, żeby po sezonie zasadniczym być spokojną o utrzymanie. Efekt pracy nowego trenera przerósł oczekiwania.
Po dziesięciu kolejkach strata drużyny z Krakowa do mistrzów Polski wynosiła tylko sześć punktów, a obrona zarządzana przez Arkadiusza Głowackiego straciła tylko pięć goli. Druga najskuteczniejsza defensywa ligi, czyli Lech Poznań, dopuściła do utraty bramki dziesięć razy. Głowacki podobno mógł spodziewać się powołania do reprezentacji Polski, ale nieoficjalnie – odmówił. Nie czuje się na siłach znowu sprawdzać swoich możliwości na poziomie międzynarodowym.
Jak Reyman
Smuda mówił do swoich piłkarzy jak legenda klubu Henryk Reyman. Że może nie wystarczyć im umiejętności, że mogą przegrać, ale żaden kibic, który obejrzał mecz, nie może wyjść ze stadionu z poczuciem, że drużynie zabrakło zaangażowania. Wczoraj w Krakowie walczono na łokcie, nikt nie odpuścił. Pewnie dlatego Jan Urban zostawił na ławce Helio Pinto, Portugalczyka kreowanego na lidera drugiej linii, który do takiej gry się nie nadaje.