Fornalik mówi trochę jak Franciszek Smuda, że przez rok jego kadencji kadra bardzo się rozwinęła i idzie w dobrym kierunku. Na boisku za bardzo nie było tego widać.– Zgubiła nas seria remisów, w których drużynę stać było co najwyżej na jedną dobrą połowę gry.
Fornalik w dziewięciu meczach eliminacyjnych sprawdził aż 38 piłkarzy, trochę błądził, a najwięcej problemów sprawiało mu zestawienie linii obrony. Kontuzje Damiena Perquisa i Łukasza Piszczka, nierówna gra Sebastiana Boenischa i Jakuba Wawrzyniaka, problemy z miejscem w klubie Marcina Wasilewskiego i Bartosza Salamona spowodowały, że o punkty walczyło aż 13 różnych obrońców. W meczu z Anglią doszło do kolejnych roszad, nie widać żadnego pomysłu na grę tej formacji.
Sami swoi
Po raz pierwszy od sześciu lat reprezentacja Polski zagrała w Charkowie z Ukrainą bez naturalizowanych zawodników. Kilka miesięcy temu z gry dla kadry Fornalika zrezygnował Ludovic Obraniak, Perquis leczy kontuzję, a Boenisch trenerowi nie pasował nie tylko z powodu słabej postawy na boisku.
Piłkarz Bayeru Leverkusen próbował rządzić całą obroną, miał ciągłe pretensje do partnerów, chociaż sam był najsłabszym zawodnikiem. Wreszcie na ławce rezerwowych zasiadł także Eugen Polanski, który zdenerwował trenera tym, że przed meczem towarzyskim z Danią zgłosił kontuzję, a po trzech dniach zagrał w Bundeslidze.
Bez stylu
Fornalik broni się, że postawił na młodzież, ale jego teza nie do końca jest prawdziwa. Oczywiście na stałe miejsce w drużynie znalazł Grzegorz Krychowiak, ale on poradziłby sobie w dużo silniejszych reprezentacjach niż Polska. Reszta grała role marginalne – Paweł Wszołek błysnął jesienią, później zgasł, podobnie Arkadiusz Milik. Piotr Zieliński na razie nadaje się na San Marino, Salamona w kadrze nie powinno być w ogóle, bo nie zagrał ani jednego meczu w Milanie, a teraz nie radzi sobie po przeprowadzce do Sampdorii.