To był dramat w dwóch aktach. We wtorkowy wieczór śnieżyca w ciągu kilkunastu minut zasypała boisko w Stambule i po pół godzinie gry portugalski sędzia Pedro Proenca kazał zawodnikom zejść do szatni.
Wrócili w środę o godzinie 14, mimo że opady nie ustawały, a boisko zamieniło się w pole błota. Antonio Conte w przerwie protestował, próbując przekonać arbitra, że w takich warunkach grać się nie da, choć to jego piłkarze zostawili po sobie lepsze wrażenie. – Spotkaliśmy się z delegatem UEFA, ale nikt nie chciał nas słuchać. Nie wiem, czy byśmy awansowali, gdyby mecz odbył się w innych okolicznościach, ale tego, co dziś widzieliśmy, nie można nazwać futbolem – denerwował się trener Juventusu.
Techniczne, kombinacyjne akcje nie miały sensu, piłka grzęzła w błocie, sposobem na wyjście z tej sytuacji były długie, wysokie podania. I właśnie po takim kilkudziesięciometrowym zagraniu Didier Drogba strącił piłkę w pole karne pod nogi Sneijdera, a Holender strzałem po ziemi, tuż przy słupku, pokonał Gianluigiego Buffona.
Odpadnięcie Juventusu to strata 50 mln euro – wyliczyła „Repubblica"
Była 85. minuta. Mistrz Włoch i lider Serie A rzucił się do ataków, do awansu wystarczał mu remis, ale gospodarze szansy z rąk nie wypuścili. Są pierwszym tureckim zespołem, który dwa razy z rzędu wyszedł z grupy Ligi Mistrzów. A ich trener Roberto Mancini już po kilku miesiącach pracy w Stambule dokonał tego, co wcześniej przez cztery lata nie udało mu się w Manchesterze City: awansował do fazy pucharowej.